Niemieckie sądy rodzinne pod dyktatem Jugendamtu każdą
błahostkę mogą wykorzystać, by odebrać dziecko. W tym przypadku
Jugendamt zrobił z tego „bezdomność” i w asyście dziesięciu policjantów
wyszarpał dziecko polskiej matce, która rzuciła się na nich w obronie
swojego zabranego przemocą synka – mówi Wojciech Pomorski, prezes
Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w
Niemczech.
- Dziesięciu niemieckich policjantów i aktywiści Jugendamtu przyszli trzy dni temu, by zabrać Polce i polskiemu ojcu ich sześciotygodniowego synka. Takie maleństwo!
Powód? „Bo ich wynajemca kazał im opuścić ich dotychczasowe mieszkanie”.
Niemieckie sądy rodzinne pod dyktatem Jugendamtu każdą błahostkę mogą wykorzystać, by odebrać dziecko. W tym przypadku Jugendamt zinterpretował sobie zajście jako „bezdomność” i w asyście dziesięciu policjantów wyszarpał dziecko polskiej matce, która rzuciła się na nich w obronie swojego zabranego przemocą synka. Policja obezwładniła matkę rzucając ją na podłogę i wykręcając ręce na plecy! Ojca dziecka trzymali już wcześniej, bo reakcji mężczyzny bardziej się obawiali. Niesamowita tragedia – opowiada w opublikowanej przez tygodnik „Nasza Polska” rozmowie Wojciech Pomorski.
Dlaczego polskie dzieci stanowią taką gratkę dla niemieckich urzędów? Pomorski uważa, że stoją za tym naprawdę duże pieniądze. Urząd „obraca rocznie budżetem 23 miliardów euro, bo za takie dziecko, które sobie będą sami „wychowywać” i germanizować do 18 roku życia dostają dofinansowanie do 7 tys. euro miesięcznie, a według statystyk odbierają rodzinom rocznie 40 tys. dzieci”.
Rozmówca „Naszej Polski” opisuje także akcję polskiej matki, która sprawiła, że „Jugendamt oszalał”. – Sylwia Śmigała, wyszła ze szpitala na długi spacer z synkiem, a spacer skończył się w… Polsce i cała rodzina tam „wyparowała” – relacjonuje Pomorski. Na reakcję niemieckiego urzędu nie trzeba było długo czekać – niemiecka organizacja ds. zarządzania młodzieżą odebrał jej i ojcu prawa rodzicielskie.
- Zwyczajnie ubiegliśmy Jugendamt i kilka godzin wcześniej konkretnie zareagowaliśmy. To była po prostu ucieczka! Nie ma innego wyjścia, jeśli chce się ratować swoje własne dzieci. Rodzice zostawiają dobytek i uciekają do Polski często po wielu latach spędzonych w Niemczech. Tym razem Jugendamt nie zdążył zabrać dziecka najpierw jednego, potem drugiego – mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.
Wojciech Pomorski podkreśla, że Jugendamt ukazał całą sprawę jak porwanie, a „polska policja bezkrytycznie przejęła i gdyby nie obstawa tej rodziny naszymi specjalistami i naszym adwokatem zapewne by skwapliwie zabrali zaraz polskie dzieci od polskiej rodziny i wydali Niemcom!”. Zdaniem Pomorskiego „nasze państwo oddaje Niemcom polskie dzieci do zwykłej germanizacji nie próbując nawet zawalczyć o swoich obywateli”.
Źródło: „Nasza Polska”
luk
http://www.pch24.pl
- Dziesięciu niemieckich policjantów i aktywiści Jugendamtu przyszli trzy dni temu, by zabrać Polce i polskiemu ojcu ich sześciotygodniowego synka. Takie maleństwo!
Powód? „Bo ich wynajemca kazał im opuścić ich dotychczasowe mieszkanie”.
Niemieckie sądy rodzinne pod dyktatem Jugendamtu każdą błahostkę mogą wykorzystać, by odebrać dziecko. W tym przypadku Jugendamt zinterpretował sobie zajście jako „bezdomność” i w asyście dziesięciu policjantów wyszarpał dziecko polskiej matce, która rzuciła się na nich w obronie swojego zabranego przemocą synka. Policja obezwładniła matkę rzucając ją na podłogę i wykręcając ręce na plecy! Ojca dziecka trzymali już wcześniej, bo reakcji mężczyzny bardziej się obawiali. Niesamowita tragedia – opowiada w opublikowanej przez tygodnik „Nasza Polska” rozmowie Wojciech Pomorski.
Dlaczego polskie dzieci stanowią taką gratkę dla niemieckich urzędów? Pomorski uważa, że stoją za tym naprawdę duże pieniądze. Urząd „obraca rocznie budżetem 23 miliardów euro, bo za takie dziecko, które sobie będą sami „wychowywać” i germanizować do 18 roku życia dostają dofinansowanie do 7 tys. euro miesięcznie, a według statystyk odbierają rodzinom rocznie 40 tys. dzieci”.
Rozmówca „Naszej Polski” opisuje także akcję polskiej matki, która sprawiła, że „Jugendamt oszalał”. – Sylwia Śmigała, wyszła ze szpitala na długi spacer z synkiem, a spacer skończył się w… Polsce i cała rodzina tam „wyparowała” – relacjonuje Pomorski. Na reakcję niemieckiego urzędu nie trzeba było długo czekać – niemiecka organizacja ds. zarządzania młodzieżą odebrał jej i ojcu prawa rodzicielskie.
- Zwyczajnie ubiegliśmy Jugendamt i kilka godzin wcześniej konkretnie zareagowaliśmy. To była po prostu ucieczka! Nie ma innego wyjścia, jeśli chce się ratować swoje własne dzieci. Rodzice zostawiają dobytek i uciekają do Polski często po wielu latach spędzonych w Niemczech. Tym razem Jugendamt nie zdążył zabrać dziecka najpierw jednego, potem drugiego – mówi prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.
Wojciech Pomorski podkreśla, że Jugendamt ukazał całą sprawę jak porwanie, a „polska policja bezkrytycznie przejęła i gdyby nie obstawa tej rodziny naszymi specjalistami i naszym adwokatem zapewne by skwapliwie zabrali zaraz polskie dzieci od polskiej rodziny i wydali Niemcom!”. Zdaniem Pomorskiego „nasze państwo oddaje Niemcom polskie dzieci do zwykłej germanizacji nie próbując nawet zawalczyć o swoich obywateli”.
Źródło: „Nasza Polska”
luk
http://www.pch24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.