poniedziałek, 25 listopada 2013

Demokratyczna wersja totalniactwa

Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył. Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało.” - napisał Jan Lechoń w zakończeniu wiersza na pogrzeb Juliusza Słowackiego na Wawelu. Juliusz Słowacki rzeczywiście był suchotnikiem i w dodatku - ubogim, a „zamarzył sobie” odrodzenie Polski z niewoli zaborców. I rzeczywiście - przynajmniej jedno zaborcze państwo - Cesarstwo Austriackie na skutek przegranej wojny „padło”, to znaczy - przestało istnieć, a na jego miejscu pojawiła się republikańska Austria i wiele innych państw, tak zwanych „narodowych”, między innymi - Polska. Nawiasem mówiąc, pojawienie się po I wojnie światowej w Środkowej Europie niepodległych państw, zostało 81 lat później uznane za przyczynę II wojny światowej. Tak w każdym razie ujął to prezydent Rosji Włodzimierz Putin w przemówieniu wygłoszonym 1 września 2009 roku na Westerplatte. Za przyczynę II wojny światowej uznał on traktat wersalski, który „upokorzył dwa wielkie narody” to znaczy - niemiecki i rosyjski. W jaki sposób „upokorzył”? Ano właśnie w taki, że w obszarze leżącym między nimi zatwierdził istnienie niepodległego państwa polskiego. Prezydent Putin taktownie tego wątku już nie rozwijał, ale przecież i sami możemy dojść do wniosku, że skoro istnienie w obszarze między Niemcami i Rosją niepodległego państwa polskiego stanowi „upokorzenie” dla obydwu „wielkich narodów” i przyczynę wojny, to w interesie europejskiego, a nawet światowego pokoju należy takie przyczyny jak najszybciej eliminować.

Toteż wkrótce po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku, po ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez prezydenta Kaczyńskiego i po proklamowaniu w listopadzie 2010 roku strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, zaistniały polityczne warunki do polsko-rosyjskiego pojednania. Toteż w następstwie „dyplomacji ikonowej” stosowna deklaracja została podpisana w sierpniu 2012 roku przez Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla oraz JE abpa Józefa Michalika, który w udzielonym przy tej okazji wywiadzie zauważył, że „na tym etapie nie mogliśmy tego nie zrobić”. Warto w związku z tym przypomnieć, że pojednanie jest aktem dwustronnym; nie wystarczy, że Polacy pojednają się z Rosjanami. Konieczne jest, by również Rosjanie pojednali się z Polakami. A nie trzeba specjalnie znać Rosjan, by wiedzieć, że z Polakami pojednają się oni na swoich warunkach, a właściwie na jednym - że Polacy zgodzą się na status „bliskiej zagranicy”. Wtedy istnienie państwa polskiego nie będzie już „upokarzające” ani dla jednego, ani dla drugiego strategicznego partnera, gdyż zarówno uznanie statusu „bliskiej zagranicy” z jednej strony, a „pogłębienie integracji” z drugiej strony sprawi, że pokój w Europie spocznie na solidniejszych fundamentach. Oczywiście w takiej sytuacji o żadnej niepodległości Polski mowy być nie może - ale czyż ambicji politycznych narodów mniej wartościowych nie należy poświęcać na ołtarzu europejskiego pokoju?

Wracając do ubogich suchotników, to warto zauważyć, że Juliusz Słowacki nie był suchotnikiem jedynym. W wieku XX pojawił się kolejny ubogi suchotnik w osobie Antoniego Gramsciego, który „zamarzył sobie” przeprowadzenie rewolucji komunistycznej. Aliści po cięgach, jakie niemiecka socjaldemokracja dostała w roku 1919, entuzjazm do gwałtownej rewolucji komunistycznej na wzór bolszewicki w Europie Zachodniej gwałtownie opadł, co Gramsciego szalenie martwiło. Do tego stopnia, że rozmyślając, jak by tu mimo wszystko do rewolucji komunistycznej doprowadzić, doszedł do wniosku, że Marks się pomylił, a jego spiżowa formuła, jakoby „byt” określał „świadomość” na pewno nie jest uniwersalna, a prawdopodobnie w ogóle fałszywa. Cóż bowiem tak naprawdę człowieka „alienuje”, czyli zniewala - czy zewnętrzna przemoc, czy kultura „burżuazyjna”? I Gramsci doszedł do wniosku, że główną przyczyną alienacji jest burżuazyjna kultura, bo dostarcza ona człowiekowi kategorii, przy pomocy których on myśli, ocenia, porównuje i wybiera. Zatem jeśli nawet chciałby się przeciwko tej kulturze zbuntować - a na tym przecież polega rewolucja - to czyni to przy pomocy owych kategorii, co sprawia, iż jego bunt jest daremny, bezskuteczny. Jeśli tedy rewolucja komunistyczna ma się jednak dokonać, to zdaniem Gramsciego, do kultury burżuazyjnej należy wprowadzić „ducha rozłamu”, to znaczy - „burżuazyjne” kategorie kulturowe należy nasycić komunistyczną treścią i w ten sposób rewolucja sama się dokona nawet nie wiadomo kiedy. To znaczy - oczywiście nie „sama”; samo nic na tym świecie się nie robi. Nie chodzi o to żeby „sama”, tylko o to, by ludzie, którzy w następstwie tej rewolucji mieliby zostać wyzwoleni z „alienacji”, nie zorientowali się, że są obiektem jakiejś rewolucyjnej operacji. Inaczej mówiąc - trzeba ich tak znarkotyzować, by do końca operacji się nie przebudzili, a potem i tak nie będą już o niczym pamiętać.

Marzenia Gramsciego początkowo nie wywołały rezonansu, ale kiedy w 1968 roku wybuchła na Zachodzie młodzieżowa rewolta, to jej przywódcy odkryli Gramsciego na nowo, nazwali to „kontrkulturą” i zapowiedzieli „długi marsz przez instytucje”, by dzięki ich opanowaniu wykorzystać ich możliwości do podstępnego przerabiania ludzi normalnych na tzw. „ludzi sowieckich”. Człowiek sowiecki tym się różni od normalnego, że wyrzeka się wolnej woli, a więc tego, co w rozumieniu chrześcijańskim przesądza o „podobieństwie bożym” w człowieku. Ta rezygnacja z wolnej woli wcale nie musi być świadoma i dobrowolna. Przeciwnie; im mniej rozeznania, tym lepiej. Liczy się skutek w postaci zoperowania. Janusz Szpotański w „Carycy i zwierciadle” tak charakteryzuje tę metodę która, nazywa „duraczeniem”: „Na czarne białe mówić nada, bo to przemawia do Zapada. Nada ich przekonywać mudro, że wojna - mir, że chlew, to źródło, a okupacja - wyzwolenie. I będą cieszyć się szalenie. A kiedy zwolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą, to moją staną się zdobyczą. Poniał ty mienia, jołop Greczko?” - tłumaczyła Caryca Leonida marszałowi Greczce, dlaczego ta metoda jest lepsza i skuteczniejsza od „bombardirowania atomnymi kartaczami” zachodniej Europy („Atomnych nielzia nam kartaczy! Nam nada tolko oduraczyć!”). Nawiasem mówiąc, Carycy chodziło również o stronę ekonomiczną przedsięwzięcia: „Niszczyć swą zdobycz? Kakij smysł!

Głównymi narzędziami duraczenia stała się piekielna triada w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, dzięki któremu jeden „wariat na swobodzie” może za jednym pociągnięciem pióra duraczyć całe pokolenia, które nawet nie przeczuwają, że ktoś bez znieczulenia operuje im mózgi - niezależnych mediów głównego nurtu, w których zoperowane uprzednio karne kadry deprawują intelektualnie telewidzów, radiosłuchaczy i czytelników, przesłaniając rzeczywistość potiomkinowską rzeczywistością podstawioną, no i wreszcie - przemysłu rozrywkowego, który dostarcza swoim klientom prefabrykowanych marzeń i wzorców do naśladowania. Jak zauważył Stanisław Lem, „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie” i temu podporządkowana jest nowa strategia komunistycznej rewolucji. Oczywiście w tle są również narzędzia terroru; „długi marsz przez instytucje” zakończył się bowiem całkowitym sukcesem, w następstwie czego marksizm kulturowy a la Gramsci przeobraził się z intelektualnej propozycji w normy obowiązującego prawa, za którym stoi przemoc państwa.

Bo wprawdzie strategia się zmieniła, ale cel pozostał ten sam. Mówi o nim kultowa piosenka komunistów: „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata.” Tym „śladem przeszłości” jest nic innego, jak łacińska cywilizacja, od samego początku znienawidzona przez Żydów, a później - również przez socjalistów, wśród których udział Żydów zawsze był nieproporcjonalnie duży. Dlaczego cywilizacji łacińskiej nienawidzą Żydzi? Bo cywilizacja żydowska jest od łacińskiej odmienna w każdym z trzech głównych elementów: greckiego stosunku do prawdy, zasadach prawa rzymskiego i etyce chrześcijańskiej, jako podstawie systemu prawnego państwa. Szczególnie znienawidzonym elementem jest chrześcijaństwo, ponieważ chrześcijański uniwersalizm podważa, jeśli wręcz nie unieważnia żydowskich uroszczeń do wyjątkowości w całym Kosmosie, które, jak wiadomo, są najważniejszym elementem plemiennej tożsamości.

Dlatego też żydowska taktyka wobec chrześcijaństwa ma charakter dwutorowy; z jednej strony frontalny tak w postaci agresywnego ateizmu, jak czynili to bolszewicy, a co dzisiaj , w ramach zmiany strategii, przybiera postać walki o „tolerancję” rozumianą jednakże nie jako cierpliwe znoszenie jakichś patologii, tylko jako obowiązek ich akceptacji. Nietrudno się domyślić, że obowiązek akceptacji patologii podważa wszelką etykę, a chrześcijańską w szczególności. Dlatego, o ile w strategii bolszewickiej, jednym z istotnych narzędzi rewolucji było ekscytowanie przez inspiratorów rewolucji zawiści na tle ekonomicznym w tak zwanych szerokich masach, to w ramach nowej strategii winduje się na piedestał wszelką gorszość natury ludzkiej, domagając się dla niej „szacunku”, a nawet wymuszając rodzaj kultu, jak w przypadku sodomitów. Oczywiście sodomici, feministki i im podobni są tylko rodzajem proletariatu zastępczego, którym rewolucjoniści posługują się w charakterze mięsa armatniego, przy pomocy którego mają nadzieję obalić bastiony kultury burżuazyjnej, a które potem przepuszczą przez totalniacką maszynkę do mięsa.

Rzecz w tym, że dotychczasowy, tradycyjny proletariusz, czyli pracownik najemny, okazał się dla rewolucjonistów sojusznikiem fałszywym. Czegóż bowiem pragnie taki tradycyjny proletariusz? By przestać być proletariuszem! „Szmaciak chce władzy nie dla śmichu lecz dla bogactwa, dla przepychu. Chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma Ludzkości!” Co gorsza, kiedy już proletariuszem być przestanie, to staje się nieprzejednanym wrogiem rewolucjonistów i rewolucji - „że mu zdobycze zabrać mogą” - na co zresztą mają ochotę, więc ta obawa wcale nie jest bezpodstawna. Tymczasem sodomita sodomitą być nie przestanie, podobnie jak kobieta, wszystko jedno - biedna, czy bogata, kobietą być nie przestaje - więc trzeba tylko ja przekonać, że jest oprymowana przez męskie szowinistyczne świnie, przed którymi potrafią je obronić tylko rewolucjoniści. Dzięki temu nadal mają proletariat, który mogą niby to „wyzwalać” z „alienacji”, a tak naprawdę - używać w charakterze mięsa armatniego.

Drugim torem żydowskiej taktyki wobec chrześcijaństwa jest przenikanie do jego struktur organizacyjnych na zasadzie: jeśli nie możesz ich pokonać - przyłącz się do nich. Oczywiście nie po to, by im pomagać, tylko - by doprowadzić ich do stanu bezbronności. Narzędziem tej metody walki jest lansowanie „judeochrześcijaństwa”, a więc czegoś, czego podobnie jak „centralizmu demokratycznego” za pierwszej komuny - nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Judeochrześcijaństwo ma zasugerować chrześcijanom, że między judaizmem, a chrześcijaństwem właściwie nie ma żadnych, a już zwłaszcza - nieusuwalnych sprzeczności. Tymczasem jest ich cały legion, ale wystarczy już jedna podstawowa: Chrystus. Chrześcijanie, czyli christianos, to po prostu „chrystusowcy”, podobnie jak hitlerowcy, czy stalinowcy. Jakże tedy „chrystusowcy” mogą flirtować z doktryną, według której Chrystus to perfidny oszust, który za karę gotuje się we wrzących ekskrementach?

Oczywiście na tym etapie judeochrześcijaństwo jeszcze się maskuje, niby to poszukując synkretycznej formuły, przy pomocy której można by poróżnione domy pogodzić. Taką właśnie formułą jest lansowana przez „judeochrześcijan” czyli - powiedzmy wprost - żydowskich dywersantów w Kościele katolickim - koncepcja, według której zmartwychwstanie Chrystusa nie było faktem historycznym, a tylko emocjonalnym pragnieniem Jego uczniów. Genialną intuicją przeczuł to św. Paweł, który swoich rodaków przejrzał na wylot i trzy metry wgłąb ziemi. Dlatego przestrzegł - i ten głos niesie się gromem przez tysiąclecia - że „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara!”. Krótko mówiąc - judeochrześcijaństwo jest rodzajem silnej trucizny, której celem jest rozpuszczenie chrześcijaństwa, by zniknęło, niczym sól w ukropie.

Drugim wrogiem cywilizacji łacińskiej są socjaliści. Jako totalniacy, dążą do zbudowania państwa, które nie toleruje żadnej władzy poza własną. Dlatego zwalczają zarówno własność prywatną - bo wszak jest ona „władztwem nad rzeczą” autonomicznym również względem państwa - dlatego zwalczają Kościół katolicki - bo jest on hierarchiczną strukturą, a więc strukturą władzy autonomiczną względem państwa, a także rodzinę - bo i ta jest strukturą władzy, w dodatku względem państwa nie tylko autonomiczną, ale i pierwotną.

Wszystko to zmierza do destrukcji cywilizacji łacińskiej. Jak widzimy, z jednej strony mamy opracowaną w szczegółach strategię, metodycznie realizowaną przez zdyscyplinowane grona wykonawców. Tymczasem po stronie obrońców łacińskiej cywilizacji panuje kryzys przywództwa, który skutkuje poczuciem bezradności wobec wroga. Uczestniczyłem przed kilkoma miesiącami w dyskusji z udziałem pewnego hierarchy kościelnego, któremu działacz katolicki, notabene „judeochrześcijanin”, czynił wyrzuty, że „kaprale” a więc katolicy świeccy, błąkają się w kółko nie mogąc połączyć się z „generałami”. Odczytałem to jako rodzaj przymówki o finansową kroplówkę, ale niezależnie od tego diagnoza nie była wcale odległa od rzeczywistości. Toteż kiedy można było zabrać głos, pozostałem przy tej militarnej metaforyce i zauważyłem, że nawet gdyby „kaprale” jakimś cudem połączyli się z „generałami”, to nawet w takiej sytuacji mogliby nadal krążyć w kółko, bo żeby armia mogą maszerować do zwycięstwa, musi najpierw zidentyfikować wroga, a następnie wyjść mu naprzeciw, by stawić mu czoło. Wiemy, co się dzieje, że jesteśmy obiektem napaści, zatem - kto jest naszym wrogiem? Sala zamarła w oczekiwaniu, bo hierarcha natychmiast odpowiedział, że wróg jest znany. To jest szatan! Ano, obawiam się, że takie rozpoznanie dowodzi tylko zaawansowanego kultu Świętego Spokoju. Bo jeśli nawet szatan, to przecież działa poprzez ludzi. Tych sługusów szatana jednak z jakichś tajemniczych powodów nie można nazwać po imieniu. Nie da się ukryć; dobrze to nie wygląda.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Czy dzisiejsza Polska jest rzeczywiście niepodległa?


Dzisiaj Dzień Niepodległości. Wszystkie media przekonują nas, że to wielkie święto wolności i odzyskanej państwowości. Według oficjalnego przekazu Polska jest niepodległa i należy się z tego cieszyć. Tak ostentacyjne promowanie tego poglądu powinno w nas wywołać pytanie o to, czy rządząca nami ekipa nie stara się czegoś ukryć. Na przykład tego, że jest dokładnie odwrotnie i Polska nie jest wcale niepodległa.

Oficjalna historia zakłada, że Rzeczpospolita Polska stała się niepodległa 11 listopada 1918 roku. Niewątpliwie następne dwie dekady to rozkwit RP, który niestety przerwała tragiczna wojna. Jej konsekwencją była ponowna utrata niepodległości, a potem oszukane wyzwolenie, które było w istocie zniewoleniem. Przez ponad 50 lat w naszym kraju stacjonowało kilkaset tysięcy wojsk obcego mocarstwa wraz z głowicami jądrowymi. Ważne decyzje polityczne zapadały w tym czasie w Moskwie, a nasi władcy udawali, że rządzą samodzielnie, podczas gdy służalczy stosunek do ZSRR był bardziej niż oczywisty.

Skoro o PRL nie można mówić, jako o w pełni wolnym kraju to może da się przyjąć, że niepodległa stała się III RP? Nic bardziej mylnego. Fakt nierozliczenia komunistów i ich petryfikacji we wszystkich sferach życia społecznego i gospodarczego skutkował tym, że przemiany z 1989 roku stały się tylko pozorne. Ten rzekomy wielki przełom był konieczny w celu uzasadnienia krachu gospodarczego. W pierwszych latach transformacji Polacy bardzo zbiednieli, wręcz zostali okradzeni podatkiem inflacyjnym. Przeprowadzenie tego w ramach PRL wiązałoby się z wielkimi protestami i z prawdopodobną koniecznością wprowadzenia kolejnego stanu wyjątkowego. Aby tego uniknąć wymyślono dziwaczną III RP i dokonano ucieczki do przodu.

Jak to często bywa w przypadku postkolonialnych społeczeństw marionetkowi władcy potrzebują wytycznych z jakiejś centrali. Skoro zabrakło Moskwy zamieniono nadrzędną stolice na Brukselę. Masoński projekt zwany Unią Europejską obliczony był na dokonanie konwergencji między blokiem wschodnim i zachodnim. Potem Proletariusze Wszystkich Krajów mieli się połączyć w ramach jednego bytu. W międzyczasie jednak ZSRR rozpadł się, a jego zachodni bliźniak ZSRE wręcz przeciwnie, zaczyna się rozrastać przyjmując w swój skład kolejne republiki.

Skutkiem tego były kolejne Anschluss’y do tego zbiurokratyzowanego tworu quasi państwowego. Polska została wchłonięta 1 maja 2004 roku. W istocie proces integracji z UE rozpoczęto dekadę wcześniej, od 1994 roku, kiedy nasza rzekomo niepodległa ojczyzna zgłosiła chęć przystąpienia do tej struktury politycznej. Biorąc pod uwagę fakt, że teoretycznie od 1989 roku kraj nasz był w miarę niepodległy, okazuje się, że okres ten trwał tylko 5 lat, po którym nastąpił nowy hołd lenny. Praktycznie od samego początku III RP rozpoczął się też demontaż tego, co próbowano wprowadzić w naszym kraju na początku lat dziewięćdziesiątych tak zwaną Ustawą Wilczka, czyli próbą wprowadzenia kapitalizmu.

W kolejnych latach Polska znalazła się na równi pochyłej. Następne rządy zdawały się realizować polecenia zagranicznych central polegające na stałym zwiększaniu opodatkowania oraz zamykaniu dróg do przedsiębiorczości Polaków. Szybko okazało się, że III RP nie ma być państwem kapitalistycznym tylko socjalistycznym. Rzekoma opozycja demokratyczna walczyła o to, aby zbudować „socjalizm z ludzką twarzą” i zbudowali, ale jak zwykle potworka z tendencją do bankructwa. W proces tej budowy Nowego Porządku wpisuje się też działalność związana z normowaniem wszelkich dziedzin życia, która obecnie zbliża się do wyżyn absurdu. To bardzo typowe zachowanie totalitarnych reżimów, ale nawet Hitler i Stalin nie zabraniali tak wielu rzeczy.

Formalnie niepodległa Polska przestała nią być po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego. Tego haniebnego aktu dokonał gloryfikowany w pewnych kręgach prezydent Lech Kaczyński. Historia go za to oceni. Wejście w życie traktatu nastąpiło 1 stycznia 2009 roku i otworzyło nowy etap w budowie państwa o nazwie Unia Europejska. Wcześniej traktat nazywał się konstytucją UE, ale kolejne narody odrzucały go i postanowiono zrobić przekręt i nazwać go traktatem, a tekst uczynić bardziej niezrozumiałym. Oczywiście referenda zastąpiono decyzjami państwowymi. To pokazuje nam jaki stosunek do demokracji mają władcy z Brukseli. Zresztą władze UE nie są wybierane przez obywateli UE, tylko mianowane. Tak zwany europarlament, do którego niczym do Dumy w czasach carskich, aspiruje wielu posłów z Polski, to w istocie marionetka bez prawa do stanowienia czegokolwiek, czego nie będą chcieli ci ludzie.

Po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego przez kraje członkowskie, masoni wybrali sobie nawet prezydenta (Herman Van Rompuy) i ministra spraw zagranicznych UE (Katarzyna Ashton). I to by było na tyle w kwestii naszej niepodległości. Polska jest teraz niepodległa tak jak każdy stan w USA, a nawet mniej, bo są tam stany, które mają odrębne prawo i nikt ich za pewne odstępstwa nie karze. Widać też, że władcy unii mają zapędy, aby narzucić w swoim traktacie jak najwięcej obostrzeń. Właśnie trwają prace nad wprowadzeniem do traktatu zapisów o kontroli finansowej, czyli pewnie powstanie coś na kształt Ministerstwa Finansów. W międzyczasie do roztopienia się narodu polskiego w Europie zabiegają niektóre polskie partie polityczne. Nawołują do tego również rzekome autorytety takie jak Lech Wałęsa, opowiadajacy dziwne teorie o zjednoczeniu Niemiec i Polski w jednym bycie państwowym.

Nasi dyspozycyjni politycy wraz z wejściem Polski do UE zyskali uniwersalne wytłumaczenie dowolnych niegodziwości. Magicznym uzasadnieniem wprowadzania dowolnego absurdu było, jest i będzie, że Unia nam każe. Jednocześnie stworzono wrażenie, że Unia nam coś daje, zupełnie ukrywając taki drobiazg jak wielkość naszej składki do wspólnego budżetu. Aby nie być płatnikiem netto samorządy i nasz kraj musiały się bardzo zadłużyć, tak jakby to był główny cel tego dziwnego niby obdarowywania pieniędzmi. Innymi słowy, żeby odzyskać nasze 4 miliardy euro, które wpłacamy z naszych podatków musimy się zadłużyć na kolejne 4 miliardy w celu pozyskania środków na tak zwane „współfinansowanie”. Te długi mogą być rodzajem broni stosowanej w stosunku do naszego narodu.

Gdy obserwuje się tak dramatycznie negatywne zjawiska jak exodus Polaków wyjeżdzających z Polski można dojść do wniosku, że komuś bardzo zależy, aby wygnać młodych, a pozostałych w Polsce zapaleńców gnębić na różnych poziomach, aby ich zniechęcić. Jednocześnie rozkręcono wielką kampanię nienawidzenia Polski, jako czegoś rzekomo obciachowego. Ogłupieni propagandą Polacy długo nie dostrzegali tego jak bardzo są oszukiwani. Nadal wielu nie rozumie, że nasi rządzący zachowują się tak jakby realizowali wytyczne ośrodków delikatnie mówiąc nieprzychylnych naszej ojczyźnie. Nie jest dużym nadużyciem stwierdzenie, że ostatnie dekady przynoszą coraz większy ucisk na poziomie gospodarczym, który jest jednym z podstawowych powodów ucieczki z Polski. Takie masowe emigracje w historii naszej państwowości były charakterystyczne dla czasów wojny i zaborów.

Powstaje pytanie, czy teraz trwa jakaś wojna? Najwyraźniej tak, jest to wojna z naszym narodem, o której wielu nawet nie wie, bo jej nie dostrzega. Metodyczne niszczenie tradycji, wyśmiewanie symboli narodowych, walka z Polskością, a na dodatek narzucanie nam prawodawstwa niekorzystnego dla nas jest to bardzo mocne dowody na to, że z naszą niepodległością jest coś nie tak, a wręcz, że praktycznie jej nie ma.

Niepodległość według elit III RP jest czymś nieokreślonym, kolorowym jak flaga gejowska. Zamiast zadawać pytania o to czy ta niepodległość jest realna, media i rządzący wola brnąć w wyimaginowany świat, w którym nic nie jest tym, czym się wydaje i ewidentne dowody utraty naszej zdolności do samostanowienia objawiającej się sloganami takimi jak „Unia daje to i owo”, czy „Unia zabrania tego i owego”, nie są traktowane, jako dowody na brak niepodległości Polski. Niektórzy w przypływach szczerości opowiadają o „wyzwaniach nowoczesności”, wedle których niepodległość jest czymś przestarzałym jak prywatność.

Każdy niech się dobrze zastanowi, co tak naprawdę dzisiaj świętujemy i do czego doszliśmy po niemal dekadzie od wstąpienia naszego kraju do tego tworu politycznego, który nieuchronnie prowadzi do odtworzenia tego, co zbudował już w latach czterdziestych słynny specjalista od integracji europejskiej, Adolf Hitler. Prędzej czy później do ludzi dojdzie, że zostali oszukani, kraj znowu zbankrutuje a niepodległość będzie tylko opowieścią o zamierzchłej przeszłości, gdy jeszcze istniało w polityce coś takiego jak zasady, a zdrady nazywane były po imieniu.

Zmiany na ziemi

niedziela, 10 listopada 2013

Demoralizacja przedszkolaków w polskich przedszkolach

Lewica by mieć monopolistyczną władze nad społeczeństwem musi zniszczyć alternatywne wobec władzy instytucje: kościół, naród, rodzinę, heteroseksualne związki kobiet i mężczyzn. W dziele destrukcji tradycyjnych instytucji,(żydo) lewica wykorzystuje tak zwaną edukacje seksualną. Działania w rzeczywistości nie mające nic wspólnego z edukacją, a będące zwykłym demoralizowaniem i ogłupianiem dzieci. Jednym z takich destruktywnych działań jest wprowadzenie w 86 polskich przedszkolach programu „Równościowe Przedszkole”.
„Równościowe Przedszkole”.to program stworzony przez polskojęzyczne feministki na bazie doświadczeń z zagranicy. Program ten przybliżyła czytelnikom portalu „W sumie” Katarzyna Kawlewska.

Według informacji zawartych w artykule publicystki,program „Równościowe Przedszkole” zakłada, że małe dzieci w przedszkolach będą przyjmowały role społeczne przypisane do płci przeciwnej. W trakcie zajęć przedszkolnych chłopcy mają być przebierani w ubrania dziewczynek i skłaniani do zachowań typowych dla dziewczynek. Podobnie dziewczynki maja odgrywać role społeczne związane z płcią męską.

By uskutecznić transgresje seksualną dzieci, przedszkolaki maja być faszerowane nowymi wersjami bajek w których płcie bohaterów są pozmieniane. Królewna ma ratować śpiącego królewicza którym opiekuj się siedem samic krasnoludków.

Celem programu jest wyzwolenie dzieci z narzuconych im przez zachodnią kulturę ról społecznych. Chłopcy maja przestać być chłopcami, a dziewczynki dziewczynkami. W dzieciach ma zostać wytworzona akceptacja dla homoseksualizmu i transseksualizmu. Projekt „Równościowe Przedszkole” został sfinansowany przez Unie Europejską kwotą 1.400.000 zł. O przekazaniu pieniędzy zadecydował rząd PO.

Takie chore pomysły jak „Równościowe Przedszkole” to dopiero początek działań lewicy zmierzających do zniszczenia normalnych relacji społecznych. Warto więc wiedzieć jakie jeszcze zaimportowane z zachodu atrakcje czekają polskie dzieci.

To jakie plany ma lewica wobec dzieci w wieku przedszkolnym najlepiej pokazuje przykład edukacji seksualnej dla szwajcarskich przedszkolaków który w maju 2011 roku opisała na łamach jednego z najbardziej popularnych szwajcarskich portali internetowych Blick.ch Romina Lenzlinger.

Publicystka portalu w swoim artykule przybliżyła realia edukacji seksualnej szwajcarskich dzieci z 30 szkół i przedszkoli w kantonie Basel-Stadt, które jako pierwsze zostały objęte programem który ma być wprowadzony na terenie całego kraju w 2014 roku. Placówki te otrzymały kuferki z materiałami do obowiązkowej edukacji seksualnej. W kuferkach dzieci znalazły, prócz książeczek i układanek, także modele penisów i wagin naturalnej wielkości, oraz filmy przedstawiające kopulacje dorosłych.

Zgodnie wprowadzanymi programami nauczania czteroletnie dzieci mają poznać różnice w anatomii mężczyzn i kobiet, w tym różnice między genitaliami męskimi a żeńskimi. Dzieci maja też być zapoznane z tym jak dochodzi do poczęcia i jak wygląda poród. By dzieci mogły wszystko dokładnie zrozumieć nauczyciele dysponują obrazkami i małymi modelami anatomicznymi przedstawicieli obu płci.

Proces edukacji seksualnej ma sprawić, że dziecko będzie wiedziało, że dotykanie ciała ludzkiego jest przyjemne dla dotykanego i dotykanego. Służyć temu mają zajęcia praktyczne podczas których dzieci mają wzajemnie się masować. Wszystko to zapewnić ma właściwy rozwój seksualności dziecka. W procesie edukacji dzieci są też uczone używania w rozmowach określeń związanych z seksem tak by nie miały jakiś zahamowań.

Rządowe plany edukacji seksualnej spotkały się z olbrzymim oporem społecznym. Przeciwnicy takiego modelu edukacji seksualnej zjednoczyli się w ruchu Obywatele dla Obywateli. Ich zdaniem działania władz nie maja nic wspólnego z edukacją, i są perwersyjnym demoralizowaniem dzieci.

Podobnie w Polsce plany edukacji seksualnej muszą spotkać się z zdecydowanym oporem społecznym. W zbliżających się w wyborach Polacy muszą poprzeć tylko te partie, i tylko tych polityków, którzy zagwarantują przeciwstawienie się patologicznym pomysłom lewicy. Do czasu wyborów wszyscy ludzie dobrej woli muszą zaangażować się w budowanie środowisk mających na celu obronę polskich rodzin. W propagowanie wiedzy o tym jak szalone plany roją się w głowach lewicowców, i jak szkodliwe działania lewica podejmuje na całym świecie.

Jan Bodakowski
tekst na ten temat ukazał się pierwotnie w tygodniku „Warszawska Gazeta”
źródło

http://wsumie.pl/tylko-u-nas/72208-ala-jest-chlopcem-a-jas-dziewczynka
http://www.blick.ch/news/schweiz/verdirbt-dieser-sex-koffer-unsere-kinder-id76220.html
Za:http://jan.bodakowski.salon24.pl/546820,demoralizacja-przedszkolakow-w-polskich-przedszkolach