Ile jest na naszej planecie przedsiębiorstw , w których sprzątaczka
zarabiałaby 150 tys. dolarów rocznie? Tylko jedno: to Goldman Sachs –
„najlepszy i najgorszy bank na świecie”. To w jego nowojorskiej centrali
zarobki są najlepsze, stanowiąc obiekt zazdrości całej Wall Street. A
przecież tam, w centrum globalnych finansów raczej na to się nie
narzeka.
Goldman Sachs jest jedyną firmą, którą na giełdzie określa się krótko
„Firma” – jakby stanowiła rodzaj nienaruszalnego wzorca
przedsiębiorczości, coś absolutnie jedynego w swoim rodzaju. I coś w tym
jest: Firma uchodzi za kulturowy model współczesnej cywilizacji, gdzie
zysk ma znaczenie niemal religijne – zresztą jej prezes Lloyd Blankfein
lubi powtarzać w wywiadach „Robimy robotę Boga”…
I w pewien sposób rzeczywiście Firma stwarza świat. Jest
niewidzialna – nie zobaczymy jej szyldów na ulicy, nie trafimy na
bankomat z jej logo, a jednak jej zdolność do modelowania
rzeczywistości, wpływania na politykę, która dotyczy nas bezpośrednio,
budzi niekłamaną fascynację, jeśli nie bezsilne oburzenie. To bank, w
którym zajmowanie się klientami indywidualnymi stanowi margines –
Firma obsługuje państwa i wielkie korporacje, holdingi hedgingowe –
przedsiębiorstwa finansowe utrzymujące się ze spekulacji – i spekuluje
na swój rachunek korzystając z pieniędzy klientów. Jego aktywa są 9 do
12 razy większe od rocznych dochodów całości polskiego budżetu, a obroty
liczą się w bilionach dolarów. Jeśli któryś z tysięcy rozsianych po
wszystkich kontynentach pracowników Goldman Sachs nie stanie się
milionerem w ciągu trzech lat, to znaczy, że rekrutacja była porażką. To
oczywiście nie dotyczy sprzątaczek, lecz one mogą zarobić tylko na
sprzątaniu i… milczeniu na temat wewnętrznego życia Firmy. Lojalność
przede wszystkim.
Matematycy i politycy
Rekrutacja i nauka tego, co nazywa się „wewnętrzną kulturą Firmy”
stanowi fundament jej sukcesu. Nie wystarczy być genialnym matematykiem
czy traderem, tak samo znajomość meandrów bankowości jest zbyt słabym
argumentem, by pracować dla Goldman Sachs. Jeśli nie jest się byłym,
wysoko postawionym politykiem trzeba przejść do… dwudziestu rozmów
kwalifikacyjnych. Czy tylko psychopaci mogą to przetrzymać, jak sugerują
psychologowie? Raczej nie, gdyż niektórym dziennikarzom udało się
dotrzeć do zwolnionych z banku już w tydzień po przyjęciu do pracy. W
początkowym okresie nowoprzyjętych poddaje się jeszcze różnym próbom:
np. przed weekendem, w piątek po południu, zwołuje się ich do jakiejś
sali konferencyjnej i każe czekać na zwierzchnika. Około 18.00 niektórzy
zaczynają się niecierpliwić, około 21 narzekać. Szef zjawia się o 23.00
i po prostu sprawdza obecność – ci, którzy zdecydowali się wyjść, od
poniedziałku szukają nowego zatrudnienia. Oddanie Firmie musi być
całkowite, by wejść do tej niezwykłej elity.
Rekrutacja polityków przebiega nieco inaczej. Firmę stać, by
zatrudniać byłych premierów i prezydentów, choć z reguły z tzw. krajów
peryferyjnych, lub Trzeciego Świata (np. z Polski przyjęto do pracy b.
premiera Kazimierza Marcinkiewicza). Ci jednak nie uczestniczą w
tworzeniu strategii Goldman Sachs, ani nawet w działaniach operacyjnych –
zajmują stanowiska doradcze, są źródłem informacji – cenna jest ich
wiedza na temat lokalnej gospodarki, znajomość ludzi z najwyższych
kręgów władzy i stosunków politycznych. Kiedy ich potencjał informacyjny
wyczerpuje się, są – po sowitym wynagrodzeniu – zwalniani. Ale
najcenniejsi politycy to ci, którzy nie przychodzą do Firmy, lecz z niej
wychodzą – niczym ze specyficznego uniwersytetu – by zająć stanowiska
państwowe w krajach wysoko uprzemysłowionych lub w organizacjach
międzynarodowych. Można powiedzieć, że są jak wielka rodzina – spotykają
się co roku w Nowym Jorku i każdy z nich zawsze może wrócić do Firmy.
Dzięki temu bank zawsze wygrywa.
Jednodniowa moralność
Weźmy historię ostatniego wielkiego kryzysu finansowego, którego
skutki Stany Zjednoczone i reszta świata odczuwają do dzisiaj. Można go
porównać do Wielkiego Kryzysu z lat trzydziestych ubiegłego wieku, do
którego zresztą Goldman Sachs, założony w 1869 r. przez dwóch rzutkich
imigrantów z Niemiec, znacznie się przyczynił. Prezydent Roosevelt
uratował wówczas Amerykę wprowadzając serię ustaw porządkujących sektor
bankowy, m.in. Glass-Steagall Act – prawo zakazujące łączenia zwykłych
banków depozytowych z bankami inwestycyjnymi (tj. takimi, których
działalność polega na obsłudze fuzji przedsiębiorstw, emisji różnych
papierów wartościowych i spekulacji finansowej). W latach
dziewięćdziesiątych, kiedy za prezydentury Billa Clintona sekretarzem
skarbu (odpowiednikiem europejskiego ministra finansów) został były
wieloletni wiceprezes Goldman Sachs Robert Rubin, tę ustawę zniesiono,
na fali ogólnej deregulacji rynków finansowych rozpoczętej przez
prezydenta Reagana. Obalenie antykryzysowych przepisów pozwoliło zrobić z
banków potężne, nienaruszalne konglomeraty, które faktycznie przejęły
władzę polityczną.
Ówczesny prezes Firmy Henry Paulson od razu na powrót wprowadził bank
na giełdę. Kiedy z kolei Paulson został amerykańskim sekretarzem
skarbu – w administracji George’a Busha – Goldman Sachs pozbył się swego
najważniejszego konkurenta: we wrześniu 2008 r. upadł bankowy mastodont
Lehman Brothers, co zresztą zapoczątkowało obecny kryzys światowy.
Kiedy ważył się los Lehman Brothers, Paulson odmówił mu pomocy
publicznej. 15 września usprawiedliwiał swą postawę bankową deontologią –
„Nie można używać pieniędzy podatników do ratowania banków”, jednak
zmienił zdanie 16 września, kiedy Lehman Brothers przestał istnieć.
Ogółem amerykańscy podatnicy wpompowali w wielkie banki ponad 700
miliardów dolarów żywej gotówki (dziesiątki małych upadły). Paulson w
ten sposób utrzymał przy życiu giganta ubezpieczeniowego AIG. Gdyby AIG
upadł, Goldman Sachs straciłby prawie 13 miliardów dolarów. Dzięki tej
operacji Firma odzyskała wszystkie pieniądze. W tym kryzysowym roku
zyski były tak sowite, że przed Świętami bank wypłacił swoim pracownikom
11 miliardów dolarów premii… Zasada „prywatyzacji zysków i
uspołecznienia strat” osiągnęła apogeum.
Wieczna niewinność
Ciekawy jest mechanizm traktowania pracowników, którzy narazili Firmę
na straty. Znamienna jest tu historia jednego z młodych wilków Firmy
Fabrice’a Tourre, odpowiedzialnego za tzw. derywaty kredytów
hipotecznych. Goldman Sachs był jednym z wielkich banków, które bardzo
aktywnie uczestniczyły w pompowaniu bańki takich kredytów w Stanach
Zjednoczonych – jej eksplozja w 2007 r. była zresztą bezpośrednią
przyczyną kryzysu. Jak powstała? Banki, korzystając z postępującej
deregulacji, tj. znacznego zwiększenia swobody działania połączonego z
ograniczeniem kontroli sektora bankowego, na wyścigi udzielały tzw.
kredytów subprime, czyli pożyczek o zmiennym oprocentowaniu bez
wymagania odpowiednich zabezpieczeń ze strony kredytobiorców. Właściwie
każdy mógł sobie kupić dom, gdyż raty takiego łatwego kredytu były (z
początku) małe. Oczywiście po pewnym czasie ludzie nie byli w stanie
spłacać odsetek – już w 2007 r. prawie siedem milionów rodzin znalazło
się na ulicy bądź było tym zagrożone. Ale interes kwitł. Oczywiście
Goldman Sachs nie bawił się w udzielanie tych kredytów, robił coś
bardziej skomplikowanego.
Matematyk Fab Tourre był odpowiedzialny za jeden produktów finansowych związanych z subprime, o nazwie Abacus. To rodzaj tytułu dłużnego stworzonego z grupowania najbardziej ryzykownych kredytówsubprime. Jednak
agencje ratingowe przyznały mu potrójne A – ocenę zarezerwowaną dla
najpewniejszych inwestycji. Firma sprzedawała te papiery osobom
prywatnym, małym bankom, funduszom emerytalnym i tym podobnym
instytucjom… i robiła to wiedząc, że są nic nie warte. Tzn. przynajmniej
Tourre to wiedział. To on odpowiadał przed komisją Kongresu za aferę
Abacusa, bo kiedy nad Firmą zaczęły zbierać się czarne chmury, dyrekcja
banku sama dostarczyła sądom jego maile do narzeczonej, w których
chwalił się jak „bajecznie” nabierał kupców. Jednocześnie bank opłacał
jego adwokatów – ekipę prawników uchodzącą za najlepszą na Wall Street –
Tourre nie mógł więc „wsypać” dyrekcji. Dla Goldman Sachs afera
skończyła się półmiliardową karą – bank tyle musiał zapłacić za
odstąpienie od procesu – stracił tyle, ile zyskuje w niecałe dwa
tygodnie. Słowo „strata”” jest tu zresztą relatywne, bo ocenia się, że
na Abacusie zarobił na czysto ok. 3 miliardów. Dla sądów Tourre pozostał
jedynym winnym. Zwiał do Afryki i słuch po nim zaginął.
Udawanie Greka
Solidarność wewnątrz-korporacyjna jest tak ścisła, że do tej pory w
historii banku tylko jeden pracownik wyniósł wewnętrzną korespondencję
na zewnątrz. Zdarzyło się to w ubiegłym roku, gdy dotychczasowy
wieloletni dyrektor działu derywatów Greg Smith opublikował w New York Times list
otwarty „Dlaczego odchodzę z Goldman Sachs”. Ujawnił maile wymieniane
między innymi dyrektorami, w których klientów-ofiary regularnie nazywano
„jeleniami”. Narzekał, że aktualni szefowie Firmy, Lloyd Blankfein i
Gary Cohn (nr 2 banku) „pogrzebali kulturę firmy”. Jednak wszystko
wskazuje, że podział na klientów-partnerów i klientów-ofiary istniał już
wcześniej. Najlepszym przykładem jest Grecja.
Rząd grecki rozpoczął współpracę z Firmą już pod koniec ubiegłego
wieku, kiedy kraj zaczął szukać dodatkowego finansowania przed
organizacją ateńskich Igrzysk Olimpijskich w 2004 roku. Goldman Sachs
uczył Greków, jak prowadzić państwową księgowość tak, by instytucja
europejska powołana do jej kontroli (Eurostat) nie mogła się połapać, że
zadłużenie osiąga niebezpieczny pułap. Dług kamuflowano posługując się
manipulacją tzw. swapami walutowymi i antycypując przyszłe dochody – z
opłat lotniskowych i portowych. Bank „założył” też za Grecję na procent
wyższy niż rynkowy i ów dług nie został objęty częściowym umorzeniem
przeprowadzonym w zeszłym roku przez Unię i Europejski Bank Centralny,
więc Grecy muszą co roku, do 2037, zwracać Firmie 400 milionów dolarów.
Za doradztwo Goldman Sachs wziął 300 milionów, a jednocześnie – wiedząc,
jaka jest prawdziwa sytuacja – po cichu grał na rynkach stawiając na
upadek Grecji, co automatycznie zwiększało jej zadłużenie.
Nierozerwalna sieć
Firma ma tak silną pozycję polityczną w Stanach i Europie, że nie
musi specjalnie przejmować się stratami wizerunkowymi. Administracja
Obamy jest równie bogata w ludzi Goldman Sachs, jak poprzednie. Robert
Rubin jest osobistym doradcą prezydenta, a Mark Patterson szefem
gabinetu aktualnego sekretarza skarbu. Podobnie jest w instytucjach
kontrolnych: William Dudley przewodniczy nowojorskiej Rezerwie
Federalnej, a szefem działu śledztw finansowych SEC – głównego
amerykańskiego nadzorcy – Adam Storch. Bank jest mocny w instytucjach
międzynarodowych – do niedawna prezesem Banku Światowego był Robert
Zoellick, a na czele Rady Stabilności Finansowej – bazowanej w Bazylei
instytucji utworzonej przez państwa G-20, która ma zajmować się reformą
światowego sektora bankowego, by ograniczyć jego rolę „kryzysotwórczą” –
Marc Carney. Zastąpił on na tym stanowisku byłego szefa europejskiego
oddziału Goldman Sachs (w czasach jego szczególnej greckiej
działalności) Mario Draghiego. Sam Draghi został dwa lata temu prezesem
Europejskiego Banku Centralnego. Mianowani w 2011 r. premierzy Grecji i
Włoch (wybory się wówczas nie odbyły) – Lucas Papademos i Mario Monti
również noszą markę Firmy – pierwszy był szefem greckiego banku
centralnego, który zaprosił Goldman Sachs do współpracy, drugi od 2006
r. doradcą międzynarodowym (International Advisor) Goldman Sachs w
Europie… Dla banku pracują niektórzy byli europejscy komisarze – lobbing
w Brukseli, szczególnie skierowany na spowalnianie regulacji
międzynarodowego systemu bankowego uchodzi za bardzo silny.
Co jakiś czas prasa ujawnia afery związane z Firmą. W zeszłym roku
okazało się np., że bank był długoletnim udziałowcem spółki Village
Voice Media – w jej radzie nadzorczej zasiadał jeden z dyrektorów
wykonawczych Goldman Sachs Scott Lebowitz. Spółka zarabiała na
organizowaniu, za pośrednictwem internetu, prostytucji małoletnich (obu
płci)… szef działu PR Firmy Richard Siewert, niegdyś rzecznik prasowy
administracji Clintona, zapewniał, że „niestety” nikt w banku nie był
świadomy złego prowadzenia się Village Voice… W tym roku wyszło na jaw,
że mimo wprowadzonego w dwa lata temu zakazu używania pieniędzy
klientów do spekulacji na własne konto banków, Goldman Sachs prowadził
tę działalność w najlepsze kryjąc się za parawanem utworzonej przez bank
spółki-ekranu… Wall Street jest przekonana, że nawet jeśli Firma będzie
musiała zapłacić za te występki, wyjdzie zwycięsko ze wszystkich
kłopotów – nie ma dziś na świecie silniejszego sektora, niż bankowy.
Tekst: Jerzy Szygiel, Miesięcznik Focus, 3/2013
Źródło: Wirtualne Media
Za: http://www.nacjonalista.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.