Wydawać
by się mogło, że historia już bardziej przyspieszyć nie może, a
jednak dosłownie z dnia na dzień zaobserwować można narastający
jej dynamizm. Spiritus movens tego zjawiska stanowią
niewątpliwie Stany Zjednoczone, wraz z sojuszniczą Unią
Europejską.
Od
momentu upadku „Imperium Zła” (ZSRR), zachód przyspieszył
procesy globalizacji, które dotychczas wygodnie ukrywał pod
płaszczykiem rywalizacji ze wschodem. W miarę upływu czasu,
stawało się oczywistym, że prawdziwym celem tej rywalizacji, nie
była odwieczna walka dobra ze złem, a jedynie cyniczne i odwieczne
dążenie zachodu do światowej dominacji. W coraz to mniejszym
stopniu dbano też na zachodzie o utrzymanie jakichkolwiek pozorów
uczciwości. Propaganda mediów głównego nurtu stawała się
coraz bezczelniejsza, mając w zupełnej pogardzie inteligencję jej
odbiorców.
W
pierwszym okresie od momentu upadku komunizmu, podbój obszaru jego
wpływów dokonywał się głównie za pomocą trzech instrumentów:
gospodarki, kultury i siły militarnej.
Pod
atrakcyjnym hasłem „gospodarki wolnorynkowej”, zrabowano lub
zniszczono podstawy bytu materialnego społeczeństw otrząsających
się co dopiero z „dyktatury proletariatu”. Z łatwością
wprowadzono w życie nowy kulturkampf, zalewając je kolorowym
śmieciem amerykańskiej kultury masowej. Tam gdzie powyższe
działania napotykały na opór, nie zawahano się użyć przemocy
fizycznej, oczywiście zawsze pod płaszczykiem szerzenia „wolności
i demokracji”. Poczynając od byłej Jugosławii, poprzez Irak
i Afganistan, lista ofiar agresji rozszerza się corocznie.
W
ostatnim okresie, na czoło strategicznych metod walki zaczynają
wysuwać się tak zwane „miękkie rewolucje”. Na terenie
byłego ZSRR były one znane pod nazwą „kolorowych rewolucji”,
ale na obecnym etapie uległy one istotnej modyfikacji i
geograficznemu rozszerzeniu na obszar całego globu.
Ich
meritum jest następujące: korzystając z niezadowolenia mas z
panujących warunków socjalnych i skorumpowania elit, propagandowo i
finansowo stymuluje się protesty społeczne, które w rezultacie
mają doprowadzić minimum do zmiany reżimu, lub maksimum do
całkowitego rozpadu struktur państwowych. Przykładem
pierwszego było usunięcie przywódcy Serbii Slobodana Miloszewicza,
a drugiego „rewolucje” w Libii i Syrii.
Najnowsze
przykłady tej strategii można zaobserwować w Wenezueli (gdzie nie
udało się demokratycznie przeforsować agenta CIA na prezydenta
tego kraju), oraz na Ukrainie. Ta ostatnia stanowi idealną
ilustrację szatańskiej perfidii owej metody. Realną władzę
w tym kraju sprawuje klika oligarchów, której formalnym
reprezentantem jest prezydent Janukowycz. Ukraina jest typową
postkomunistyczną kleptokracją, w której dzięki „wolnemu
rynkowi’ i „prywatyzacji”, udało się doszczętnie ograbić
społeczeństwo. Buntuje się ono obecnie przeciw tym, których
rozeznaje jako bezpośrednich sprawców swej niedoli. O ironio,
rządząca oligarchia funkcjonuje od swego zarania w symbiozie z
zachodnia finansjerą i na zachodzie trzyma nakradzione przez siebie
zasoby. W tej sytuacji zachód, z jednej strony
antagonizuje ukraińskie społeczeństwo, którego obecnie motorem
protestu są zezwierzęceni bandyci spod znaku Bandery (UPA), z
drugiej zaś szantażem zamrożenia oligarchicznych łupów,
powstrzymuje reżim Janukowycza od rozwiązań siłowych. Opozycyjni
przywódcy ukraińscy, będący w istocie agentami USA i Niemiec,
obiecują społeczeństwu przysłowiowe gruszki na wierzbie, w
momencie przyłączenia do unijnego raju.
Janukowycz,
wiedząc dobrze co tak naprawdę czeka Ukrainę w unijnych ramionach,
miota się bezsilnie pomiędzy zachodem a Rosją, sprawiając
wrażenie chwiejnego. Z kolei Rosja, zdając sobie sprawę, że
scenariusz ukraiński, czy jak kto woli syryjski jest już na jej
terenie wprowadzany w życie (finansowany z zachodu nasilający się
terroryzm islamski), jest zdecydowana na wszystko w celu
powstrzymania zachodu na ukraińskim kierunku. I tak realizowany
jest stopniowo scenariusz rozpadu Ukrainy na dwie części.
Miękkie
rewolucje zaczynają się też przydawać na skonsumowany już przez
UE terenie. W miarę postępującej zapaści gospodarczej tego
„ekskluzywnego klubu bogatych”, gniew społeczeństw obraca się
przeciw administratorom, czyli lokalnym „elitom”. Widać to
coraz wyraźniej nie tylko w Bułgarii, Rumunii, Grecji, czy ostatnio
w Bośni, ale również w zamożnych krajach śródziemnomorskich,
takich jak Włochy, Hiszpania, czy Portugalia. Unijni przywódcy
wiedzą dobrze, że w krytycznym momencie wystarczy w krajach tych
wypromować odpowiednich przywódców opozycji, by na fali
społecznego protestu przejęli oni władzę od obecnych agentów
unijnych i pod nowymi hasłami kontynuowali obecną linię, ozdobioną
jedynie nowym politycznym opakowaniem.
Z
oczywistych względów, taka strategia, musi w końcu doprowadzić do
rewolucji i ewentualnego załamania się struktur państwa, ale
wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że wariant ten
jest preferowaną opcją rozwoju wydarzeń. Wynika to zapewne z
faktu, że decydujący głoś w nowym Imperium Zła (US & UE)
odgrywają tak zwani neokonserwatyści, którzy są nie tylko
ideowymi spadkobiercami trockistów, ale i ich biologicznymi
następcami. A fundamentalną ideą Trockiego, było zawsze
propagowanie permanentnej światowej rewolucji.
Tak,
więc wszystko wskazuje na to, że czekają nas ciekawe rewolucyjne
czasy. Jak na tym tle wypada III RP?
Od
wielu pokoleń społeczeństwo polskie jest okłamywane, zdradzane i
manipulowane przez swe „elity”. Dla tego zbiorowiska,
zdrajców, obcych agentów, złodziei, kłamców, oszołomów, nawet
określenie „łże-elity” jest grubo na wyrost. Najlepiej
pasuje do nich epitet „celebryci”. Ci socjo- i psycho-paci
celebrowani są bowiem przez media i w oczach otumanionego
społeczeństwa urastają do rangi wielkich. Fakt, że
„rozumnie” wykrzywiają swoje facjaty przed kamerami telewizji,
na mównicach sejmowych, katedrach uniwersyteckich, ambonach, lub w
gabinetach rządowych, uwiarygodnia ich w oczach pospólstwa, jako
„przywódców”.
Po
kilkuset latach nieprzerwanej „młócki”, społeczeństwo polskie
nie jest już w stanie przeciwstawić się wrogowi, zarówno temu
zewnętrznemu, jak i wewnętrznemu- „celebrytom”. Wierzy
święcie, że wtłaczana mu wirtualna rzeczywistość ma coś
wspólnego z realiami. Realia mają jednak to do siebie, że
wcześniej czy później dają o sobie znać. Im później tym
większy jest szok i trauma.
Według
przeciętnego mieszkańca III RP, rzeczywistość wygląda tak, że
kraj nasz funkcjonuje, nie w idealnym, ale najlepszym z możliwych
systemów, jakim jest „zachodnia demokracja”. Jedynym
zagrożeniem jest według niego barbarzyńska Rosja, która szykuje
się do agresji na nasze suwerenne państwo.
Agenturalne
media w mistrzowski sposób grają na fobiach Polaków, ukazując im
niebezpieczeństwo tam gdzie go nie ma, a skrzętnie ukrywając te
autentyczne.
Warto
tu posłużyć się cytatem zaczerpniętym ze wspomnień Zofii
Kossak-Szczuckiej, pt. „Pożoga”, gdzie charakteryzuje stosunek
swych rodaków do dwu nacji, które w historii wywarły fundamentalny
wpływ na sytuację Naszego narodu:
-(o
Rosjanach) „Nie możemy dotychczas otrząsnąć się ciężaru
minionej niewoli i wszystko jeszcze widzimy poprzez zasłonę naszej
dawnej krzywdy. Najwyższy czas wspomnienie owej krzywdy odrzucić i
spojrzeć wszystkim w oczy obiektywnie, jak równy z równym.”
-(o
Niemcach; w momencie spotkania z nimi) „Po raz pierwszy poznałam,
co znaczy nienawiść wiekowo-rasowa. Czegoś podobnego nie
doznałam nigdy ani wobec bolszewików, ani tłumu chłopstwa, ani
Moskali, ani siczowników. Jakby tamto wszystko było nic, a tu
dopiero stał wróg.” Autorka pisze te słowa długo przed
doświadczeniami II Wojny Światowej, prawie sto lat temu. Od
tego czasu stosunek do Rosjan nie uległ zmianie i można to
zrozumieć. Szokuje natomiast przemiana, jaka się dokonała w
świadomości społecznej w stosunku do Niemców.
A
to ci ostatni, na spółkę z zachodnią finansjerą po raz kolejny
zniszczyli Polskę, likwidując nie tylko materialne podstawy bytu,
ale i sam Naród, zamieniając go przy usłużnej pomocy rodzimych
celebrytów w bezwolną polskojęzyczną masę „europejczyków”.
Gra
toczy się nadal. Celebryci robią dalej dobrą minę do złej gry,
pomimo że winni są przed społeczeństwem zbrodni największej,
jaką było wtłoczenie go w objęcia imperium zła.
Tak
UE, to jest imperium zła i nie trzeba kończyć teologii na KULu, by
o tym wiedzieć! Formalne struktury Unii Europejskiej, w sposób
programowy wdrażają w swych społeczeństwach anty-Chrześcijańską
ideologię.
Struktury
UE i państw członkowskich za pomocą legislacyjnego przymusu
zmuszają społeczeństwa do akceptacji zboczeń seksualnych, aborcji
i eutanazji. Stymulują dewiacje seksualne poprzez zezwalanie na
adopcje dzieci przez pary homoseksualne. Pod przykrywką,
wymuszanej rygorystycznymi prawami tzw. „tolerancji”, stymulują
wszelkiego typu degrengoladę społeczną i narodową.
Destruktywna
działalność UE nie ogranicza się jedynie do sfery duchowej. Jej
aparat polityczno-administracyjny promuje nieskrępowana działalność
światowej oligarchii finansowej. Oddawszy w lichwiarskie-
prywatne ręce emisję pieniądza (ECB), przywilej zarezerwowany w
przeszłości jedynie dla suwerena (państwa), doprowadza ona
społeczeństwa państw członkowskich do nędzy i materialnego
upadku. Z punktu widzenia chrześcijańskiej doktryny-lichwa
jest grzechem. Stąd prosty wniosek, że państwa członkowskie
i nadrzędne struktury UE, które prawie wyłącznie ograniczają swą
działalność do propagowania zła, są w swej istocie szatańskie!
Wcześniej
czy później rzeczywistość zmusi naszych krajowych celebrytów do
stwierdzenia bez ogródek, że UE to imperium zła. Zwłaszcza tym,
którzy mienią się być „Polakami-Katolikami” trudno będzie
wytłumaczyć społeczeństwu, jak to się stało że tak długo i z
taką gorliwością jemu służyli. I wtedy nastąpi koniec tej
celebry i zaistnieje szansa na autentyczna sanację, a kraj uniknie
kosztownej i bolesnej rewolucji, przez którą wiele innych nacji
zmuszonych będzie przejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.