poniedziałek, 23 grudnia 2013

Koniec świata Afrykanerów? - Dariusz Ratajczak

Teza jest prowokująca i ultrarasistowska: to biali stworzyli potęgę Południowej Afryki, to oni są gospodarzami terenów na północ od Cape of Good Hope.

Początkiem osadnictwa białych na krańcach Afryki stało się pojawienie trzech statków holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w połowie wieku XVII. Odtąd biali, uzupełniani przez dopływ chłopów z Holandii, Niemiec, a od czasu odwołania przez Ludwika XIV edyktu nantejskiego- także francuskich hugenotów, byli, są i może nadal będą w swojej ojczyźnie.

Burowie, potomkowie pierwszych osadników, po wojnie burskiej znani szerzej jako Afrykanerzy, nie są zwykłymi europejskimi uzurpatorami, nie są kolonialną elitą, jaką Afryce oferowali Anglicy w Kenii, czy Francuzi w Senegalu. Afrykanerzy, a także biali pochodzenia brytyjskiego, mieszkający na południe od Kalahari od niemal 200 lat, są białym narodem afrykańskim. Żyją na swoim i w razie perturbacji nie mają właściwie dokąd wrócić. Czy wyobrażamy sobie emigrację Afrykanerów do Holandii, po 350 latach rozłąki. Czysty absurd! Cóż mieliby tam robić. Zakładać farmy na polderach, czyścić obszczurzony Amsterdam?

Przede wszystkim to właśnie oni jako pierwsi odkryli walory południa kontynentu. Pojawili się właściwie na terenach niczyich, zamieszkanych przez nielicznych Hotentotów i grupki Buszmenów, których trudno uważać za Murzynów. Ludy Bantu, z których składa się dzisiaj czarna ludność RPA (Zulusi, Khosa, Ndebele itd.) to przybysze późniejsi, ekspandujący z północy. Ma to moim zdaniem kapitalne znaczenie, bo gdzie zostało zapisane, że Afryka przynależy rasie czarnej? Nasi postępowcy z obrzydzeniem odnoszą się do haseł nacjonalistycznych, typu Francja dla Francuzów, ale wykopanie białych z RPA traktują jako coś naturalnego. Jeszcze nie teraz, jeszcze są potrzebni fachowcy, jeszcze żyją laureaci Pokojowej Nagrody Nobla: de Klerk i Mandela. A później pojawi się niezrównoważona Winnie Mandela, albo jakiś inny były terrorysta, urodzony w tragicznym Soweto, a obecnie mieszkający w prestiżowej dzielnicy, i wrzuci białych do morza. ”One settler- one bullet” (jeden kolonista- jedna kulka), jak to mawiali towarzysze z Kongresu Panafrykańskiego, teraz podobno ucywilizowani.

Bynajmniej nie jestem zwolennikiem polityki apartheidu, idei segregacji rasowej zrodzonej w uczonych głowach profesorów z uniwersytetów w Stellenbosch i Witwatersrand, a konsekwentnie wprowadzanej w życie od końca lat 40- tych naszego wieku.

Należałoby sobie jednak postawić pytanie, czy ta próba ochrony europejskiego dziedzictwa w południowej Afryce, przy zachowaniu poszanowania dla psychicznej, kulturowej i cywilizacyjnej odrębności ludności czarnej, naprawdę wyszła tym ostatnim tylko na złe?.

Prawa człowieka to rzecz arcyważna, ale właśnie w czarnej Afryce podstawowe prawo do życia było i jest często łamane. Czarni Afrykanie głodowali i głodują. Tymczasem rasistowski rząd RPA zapewniał swoim czarnym obywatelom znośne warunki bytu, o niebo lepsze od takich „postępowych” państw jak Angola, Mozambik, Zimbabwe (od uzyskania przez ten ostatni niepodległości” ściślej- drugiej niepodległości, pierwszą zapewnił białej mniejszości Ian Smith). Pomijam już tutaj z litości przykładu bantustanu Bophuthatswana z bajecznym Sun City (wybory Miss Word), aby nie drażnić powracających do Europy Polaków.

Prawa polityczne? Wolne Żarty. A jakie to prawa polityczne zapewniał Ugandyjczykom Idi Amin, cesarz Bokassa, mozambijscy marksiści, Mobutu Sese Seko?!

Mordy? Służby specjalne RPA przede wszystkim tropiły marksistowskich terrorystów wysadzających w powietrze lokale rozrywkowe lub rzucających płonące opony na czarnych współziomków o niesłusznych poglądach. Była to walka nierzadko z obcą infiltracją (sowiecką, chińską , libijską) suwerennego państwa. Walka toczona w interesie białych, ale i wielu Koloredów (afrykańskich Mulatów), Azjatów i czarnych.

Policja RPA otwierała ogień do manifestantów, mordowała czarnych bojowników, pamiętajmy jednak, że w dobie apartheidu najwięcej ludzi zginęło podczas walk czarnych z czarnymi, a represje policyjne w południowej Afryce wyglądają na całkiem konwencjonalne w porównaniu z sytuacją w różnych okresach w więcej niż tuzinie krajów kontynentu przyszłości.

Apartheid, nie bardziej obrzydliwy od czarnego, prymitywnego totalizmu, przeżył się. Pozostaje więc kwestia, co zrobić z białą, blisko 5 milionową mniejszością w RPA.

Koncepcja lansowana prze lekkoduchów głosi, że powstanie tolerancyjne społeczeństwo wielorasowe, takie Stany Zjednoczone a rebours. Nie rozwijając tematu- śmiem w to wątpić. Chociażby dlatego, że kraj ten zamieszkują wykształcone już narody, które maja własne ambicje i cele.

Sedno problemu polega na tym, iż RPA jest państwem o granicach kolonialnych, w którym nakazano mieszkać tradycyjnym wrogom. Apartheid paradoksalnie łagodził konflikty, ale jego już nie ma. Wyjściem z sytuacji byłaby federacyjna formuła państwa, popierana przez Zulusów i niektórych białych prawicowców (konflikty w południowej Afryce nie zawsze mają czarno- biały koloryt), ale na to nie godzi się- i wie co robi- Afrykański Kongres Narodowy, przewodnia siła polityczną państwa.

Pozostaje być może jedynie rozwiązanie w postaci wykrojenia ”białego” państwa afrykańskiego, Volksstaatu, które zapewniłoby przetrwanie potomkom Burów. W końcu każdy naród ma prawo do samostanowienia i obrony swojego świata wartości.

Pytanie tylko, czy wśród defensywnych i nierzadko zrezygnowanych dzisiaj Afrykanerów, przerażonych aktami gwałtu ze strony zwykłej hołoty, kryjących się na farmach lub w izolowanych dzielnicach, znajdą się ludzie na miarę Pretoriusa i poprowadzą Nowy Wielki Trek. Jeżeli tego nie uczynią, za kilkadziesiąt lat wielka, afrykańska księga białego człowieka ostatecznie zamknie się, a jedyny europejski naród na Czarnym Lądzie będzie już tylko wzbudzał zainteresowanie wśród historyków i językoznawców. Z czasem – archeologów. Był to artykuł i zarazem rozdział książki pt: „Tematy Niebezpieczne” dr Dariusza Ratajczaka

poniedziałek, 25 listopada 2013

Demokratyczna wersja totalniactwa

Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył. Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało.” - napisał Jan Lechoń w zakończeniu wiersza na pogrzeb Juliusza Słowackiego na Wawelu. Juliusz Słowacki rzeczywiście był suchotnikiem i w dodatku - ubogim, a „zamarzył sobie” odrodzenie Polski z niewoli zaborców. I rzeczywiście - przynajmniej jedno zaborcze państwo - Cesarstwo Austriackie na skutek przegranej wojny „padło”, to znaczy - przestało istnieć, a na jego miejscu pojawiła się republikańska Austria i wiele innych państw, tak zwanych „narodowych”, między innymi - Polska. Nawiasem mówiąc, pojawienie się po I wojnie światowej w Środkowej Europie niepodległych państw, zostało 81 lat później uznane za przyczynę II wojny światowej. Tak w każdym razie ujął to prezydent Rosji Włodzimierz Putin w przemówieniu wygłoszonym 1 września 2009 roku na Westerplatte. Za przyczynę II wojny światowej uznał on traktat wersalski, który „upokorzył dwa wielkie narody” to znaczy - niemiecki i rosyjski. W jaki sposób „upokorzył”? Ano właśnie w taki, że w obszarze leżącym między nimi zatwierdził istnienie niepodległego państwa polskiego. Prezydent Putin taktownie tego wątku już nie rozwijał, ale przecież i sami możemy dojść do wniosku, że skoro istnienie w obszarze między Niemcami i Rosją niepodległego państwa polskiego stanowi „upokorzenie” dla obydwu „wielkich narodów” i przyczynę wojny, to w interesie europejskiego, a nawet światowego pokoju należy takie przyczyny jak najszybciej eliminować.

Toteż wkrótce po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku, po ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez prezydenta Kaczyńskiego i po proklamowaniu w listopadzie 2010 roku strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, zaistniały polityczne warunki do polsko-rosyjskiego pojednania. Toteż w następstwie „dyplomacji ikonowej” stosowna deklaracja została podpisana w sierpniu 2012 roku przez Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla oraz JE abpa Józefa Michalika, który w udzielonym przy tej okazji wywiadzie zauważył, że „na tym etapie nie mogliśmy tego nie zrobić”. Warto w związku z tym przypomnieć, że pojednanie jest aktem dwustronnym; nie wystarczy, że Polacy pojednają się z Rosjanami. Konieczne jest, by również Rosjanie pojednali się z Polakami. A nie trzeba specjalnie znać Rosjan, by wiedzieć, że z Polakami pojednają się oni na swoich warunkach, a właściwie na jednym - że Polacy zgodzą się na status „bliskiej zagranicy”. Wtedy istnienie państwa polskiego nie będzie już „upokarzające” ani dla jednego, ani dla drugiego strategicznego partnera, gdyż zarówno uznanie statusu „bliskiej zagranicy” z jednej strony, a „pogłębienie integracji” z drugiej strony sprawi, że pokój w Europie spocznie na solidniejszych fundamentach. Oczywiście w takiej sytuacji o żadnej niepodległości Polski mowy być nie może - ale czyż ambicji politycznych narodów mniej wartościowych nie należy poświęcać na ołtarzu europejskiego pokoju?

Wracając do ubogich suchotników, to warto zauważyć, że Juliusz Słowacki nie był suchotnikiem jedynym. W wieku XX pojawił się kolejny ubogi suchotnik w osobie Antoniego Gramsciego, który „zamarzył sobie” przeprowadzenie rewolucji komunistycznej. Aliści po cięgach, jakie niemiecka socjaldemokracja dostała w roku 1919, entuzjazm do gwałtownej rewolucji komunistycznej na wzór bolszewicki w Europie Zachodniej gwałtownie opadł, co Gramsciego szalenie martwiło. Do tego stopnia, że rozmyślając, jak by tu mimo wszystko do rewolucji komunistycznej doprowadzić, doszedł do wniosku, że Marks się pomylił, a jego spiżowa formuła, jakoby „byt” określał „świadomość” na pewno nie jest uniwersalna, a prawdopodobnie w ogóle fałszywa. Cóż bowiem tak naprawdę człowieka „alienuje”, czyli zniewala - czy zewnętrzna przemoc, czy kultura „burżuazyjna”? I Gramsci doszedł do wniosku, że główną przyczyną alienacji jest burżuazyjna kultura, bo dostarcza ona człowiekowi kategorii, przy pomocy których on myśli, ocenia, porównuje i wybiera. Zatem jeśli nawet chciałby się przeciwko tej kulturze zbuntować - a na tym przecież polega rewolucja - to czyni to przy pomocy owych kategorii, co sprawia, iż jego bunt jest daremny, bezskuteczny. Jeśli tedy rewolucja komunistyczna ma się jednak dokonać, to zdaniem Gramsciego, do kultury burżuazyjnej należy wprowadzić „ducha rozłamu”, to znaczy - „burżuazyjne” kategorie kulturowe należy nasycić komunistyczną treścią i w ten sposób rewolucja sama się dokona nawet nie wiadomo kiedy. To znaczy - oczywiście nie „sama”; samo nic na tym świecie się nie robi. Nie chodzi o to żeby „sama”, tylko o to, by ludzie, którzy w następstwie tej rewolucji mieliby zostać wyzwoleni z „alienacji”, nie zorientowali się, że są obiektem jakiejś rewolucyjnej operacji. Inaczej mówiąc - trzeba ich tak znarkotyzować, by do końca operacji się nie przebudzili, a potem i tak nie będą już o niczym pamiętać.

Marzenia Gramsciego początkowo nie wywołały rezonansu, ale kiedy w 1968 roku wybuchła na Zachodzie młodzieżowa rewolta, to jej przywódcy odkryli Gramsciego na nowo, nazwali to „kontrkulturą” i zapowiedzieli „długi marsz przez instytucje”, by dzięki ich opanowaniu wykorzystać ich możliwości do podstępnego przerabiania ludzi normalnych na tzw. „ludzi sowieckich”. Człowiek sowiecki tym się różni od normalnego, że wyrzeka się wolnej woli, a więc tego, co w rozumieniu chrześcijańskim przesądza o „podobieństwie bożym” w człowieku. Ta rezygnacja z wolnej woli wcale nie musi być świadoma i dobrowolna. Przeciwnie; im mniej rozeznania, tym lepiej. Liczy się skutek w postaci zoperowania. Janusz Szpotański w „Carycy i zwierciadle” tak charakteryzuje tę metodę która, nazywa „duraczeniem”: „Na czarne białe mówić nada, bo to przemawia do Zapada. Nada ich przekonywać mudro, że wojna - mir, że chlew, to źródło, a okupacja - wyzwolenie. I będą cieszyć się szalenie. A kiedy zwolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą, to moją staną się zdobyczą. Poniał ty mienia, jołop Greczko?” - tłumaczyła Caryca Leonida marszałowi Greczce, dlaczego ta metoda jest lepsza i skuteczniejsza od „bombardirowania atomnymi kartaczami” zachodniej Europy („Atomnych nielzia nam kartaczy! Nam nada tolko oduraczyć!”). Nawiasem mówiąc, Carycy chodziło również o stronę ekonomiczną przedsięwzięcia: „Niszczyć swą zdobycz? Kakij smysł!

Głównymi narzędziami duraczenia stała się piekielna triada w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, dzięki któremu jeden „wariat na swobodzie” może za jednym pociągnięciem pióra duraczyć całe pokolenia, które nawet nie przeczuwają, że ktoś bez znieczulenia operuje im mózgi - niezależnych mediów głównego nurtu, w których zoperowane uprzednio karne kadry deprawują intelektualnie telewidzów, radiosłuchaczy i czytelników, przesłaniając rzeczywistość potiomkinowską rzeczywistością podstawioną, no i wreszcie - przemysłu rozrywkowego, który dostarcza swoim klientom prefabrykowanych marzeń i wzorców do naśladowania. Jak zauważył Stanisław Lem, „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie” i temu podporządkowana jest nowa strategia komunistycznej rewolucji. Oczywiście w tle są również narzędzia terroru; „długi marsz przez instytucje” zakończył się bowiem całkowitym sukcesem, w następstwie czego marksizm kulturowy a la Gramsci przeobraził się z intelektualnej propozycji w normy obowiązującego prawa, za którym stoi przemoc państwa.

Bo wprawdzie strategia się zmieniła, ale cel pozostał ten sam. Mówi o nim kultowa piosenka komunistów: „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata.” Tym „śladem przeszłości” jest nic innego, jak łacińska cywilizacja, od samego początku znienawidzona przez Żydów, a później - również przez socjalistów, wśród których udział Żydów zawsze był nieproporcjonalnie duży. Dlaczego cywilizacji łacińskiej nienawidzą Żydzi? Bo cywilizacja żydowska jest od łacińskiej odmienna w każdym z trzech głównych elementów: greckiego stosunku do prawdy, zasadach prawa rzymskiego i etyce chrześcijańskiej, jako podstawie systemu prawnego państwa. Szczególnie znienawidzonym elementem jest chrześcijaństwo, ponieważ chrześcijański uniwersalizm podważa, jeśli wręcz nie unieważnia żydowskich uroszczeń do wyjątkowości w całym Kosmosie, które, jak wiadomo, są najważniejszym elementem plemiennej tożsamości.

Dlatego też żydowska taktyka wobec chrześcijaństwa ma charakter dwutorowy; z jednej strony frontalny tak w postaci agresywnego ateizmu, jak czynili to bolszewicy, a co dzisiaj , w ramach zmiany strategii, przybiera postać walki o „tolerancję” rozumianą jednakże nie jako cierpliwe znoszenie jakichś patologii, tylko jako obowiązek ich akceptacji. Nietrudno się domyślić, że obowiązek akceptacji patologii podważa wszelką etykę, a chrześcijańską w szczególności. Dlatego, o ile w strategii bolszewickiej, jednym z istotnych narzędzi rewolucji było ekscytowanie przez inspiratorów rewolucji zawiści na tle ekonomicznym w tak zwanych szerokich masach, to w ramach nowej strategii winduje się na piedestał wszelką gorszość natury ludzkiej, domagając się dla niej „szacunku”, a nawet wymuszając rodzaj kultu, jak w przypadku sodomitów. Oczywiście sodomici, feministki i im podobni są tylko rodzajem proletariatu zastępczego, którym rewolucjoniści posługują się w charakterze mięsa armatniego, przy pomocy którego mają nadzieję obalić bastiony kultury burżuazyjnej, a które potem przepuszczą przez totalniacką maszynkę do mięsa.

Rzecz w tym, że dotychczasowy, tradycyjny proletariusz, czyli pracownik najemny, okazał się dla rewolucjonistów sojusznikiem fałszywym. Czegóż bowiem pragnie taki tradycyjny proletariusz? By przestać być proletariuszem! „Szmaciak chce władzy nie dla śmichu lecz dla bogactwa, dla przepychu. Chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma Ludzkości!” Co gorsza, kiedy już proletariuszem być przestanie, to staje się nieprzejednanym wrogiem rewolucjonistów i rewolucji - „że mu zdobycze zabrać mogą” - na co zresztą mają ochotę, więc ta obawa wcale nie jest bezpodstawna. Tymczasem sodomita sodomitą być nie przestanie, podobnie jak kobieta, wszystko jedno - biedna, czy bogata, kobietą być nie przestaje - więc trzeba tylko ja przekonać, że jest oprymowana przez męskie szowinistyczne świnie, przed którymi potrafią je obronić tylko rewolucjoniści. Dzięki temu nadal mają proletariat, który mogą niby to „wyzwalać” z „alienacji”, a tak naprawdę - używać w charakterze mięsa armatniego.

Drugim torem żydowskiej taktyki wobec chrześcijaństwa jest przenikanie do jego struktur organizacyjnych na zasadzie: jeśli nie możesz ich pokonać - przyłącz się do nich. Oczywiście nie po to, by im pomagać, tylko - by doprowadzić ich do stanu bezbronności. Narzędziem tej metody walki jest lansowanie „judeochrześcijaństwa”, a więc czegoś, czego podobnie jak „centralizmu demokratycznego” za pierwszej komuny - nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Judeochrześcijaństwo ma zasugerować chrześcijanom, że między judaizmem, a chrześcijaństwem właściwie nie ma żadnych, a już zwłaszcza - nieusuwalnych sprzeczności. Tymczasem jest ich cały legion, ale wystarczy już jedna podstawowa: Chrystus. Chrześcijanie, czyli christianos, to po prostu „chrystusowcy”, podobnie jak hitlerowcy, czy stalinowcy. Jakże tedy „chrystusowcy” mogą flirtować z doktryną, według której Chrystus to perfidny oszust, który za karę gotuje się we wrzących ekskrementach?

Oczywiście na tym etapie judeochrześcijaństwo jeszcze się maskuje, niby to poszukując synkretycznej formuły, przy pomocy której można by poróżnione domy pogodzić. Taką właśnie formułą jest lansowana przez „judeochrześcijan” czyli - powiedzmy wprost - żydowskich dywersantów w Kościele katolickim - koncepcja, według której zmartwychwstanie Chrystusa nie było faktem historycznym, a tylko emocjonalnym pragnieniem Jego uczniów. Genialną intuicją przeczuł to św. Paweł, który swoich rodaków przejrzał na wylot i trzy metry wgłąb ziemi. Dlatego przestrzegł - i ten głos niesie się gromem przez tysiąclecia - że „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara!”. Krótko mówiąc - judeochrześcijaństwo jest rodzajem silnej trucizny, której celem jest rozpuszczenie chrześcijaństwa, by zniknęło, niczym sól w ukropie.

Drugim wrogiem cywilizacji łacińskiej są socjaliści. Jako totalniacy, dążą do zbudowania państwa, które nie toleruje żadnej władzy poza własną. Dlatego zwalczają zarówno własność prywatną - bo wszak jest ona „władztwem nad rzeczą” autonomicznym również względem państwa - dlatego zwalczają Kościół katolicki - bo jest on hierarchiczną strukturą, a więc strukturą władzy autonomiczną względem państwa, a także rodzinę - bo i ta jest strukturą władzy, w dodatku względem państwa nie tylko autonomiczną, ale i pierwotną.

Wszystko to zmierza do destrukcji cywilizacji łacińskiej. Jak widzimy, z jednej strony mamy opracowaną w szczegółach strategię, metodycznie realizowaną przez zdyscyplinowane grona wykonawców. Tymczasem po stronie obrońców łacińskiej cywilizacji panuje kryzys przywództwa, który skutkuje poczuciem bezradności wobec wroga. Uczestniczyłem przed kilkoma miesiącami w dyskusji z udziałem pewnego hierarchy kościelnego, któremu działacz katolicki, notabene „judeochrześcijanin”, czynił wyrzuty, że „kaprale” a więc katolicy świeccy, błąkają się w kółko nie mogąc połączyć się z „generałami”. Odczytałem to jako rodzaj przymówki o finansową kroplówkę, ale niezależnie od tego diagnoza nie była wcale odległa od rzeczywistości. Toteż kiedy można było zabrać głos, pozostałem przy tej militarnej metaforyce i zauważyłem, że nawet gdyby „kaprale” jakimś cudem połączyli się z „generałami”, to nawet w takiej sytuacji mogliby nadal krążyć w kółko, bo żeby armia mogą maszerować do zwycięstwa, musi najpierw zidentyfikować wroga, a następnie wyjść mu naprzeciw, by stawić mu czoło. Wiemy, co się dzieje, że jesteśmy obiektem napaści, zatem - kto jest naszym wrogiem? Sala zamarła w oczekiwaniu, bo hierarcha natychmiast odpowiedział, że wróg jest znany. To jest szatan! Ano, obawiam się, że takie rozpoznanie dowodzi tylko zaawansowanego kultu Świętego Spokoju. Bo jeśli nawet szatan, to przecież działa poprzez ludzi. Tych sługusów szatana jednak z jakichś tajemniczych powodów nie można nazwać po imieniu. Nie da się ukryć; dobrze to nie wygląda.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Czy dzisiejsza Polska jest rzeczywiście niepodległa?


Dzisiaj Dzień Niepodległości. Wszystkie media przekonują nas, że to wielkie święto wolności i odzyskanej państwowości. Według oficjalnego przekazu Polska jest niepodległa i należy się z tego cieszyć. Tak ostentacyjne promowanie tego poglądu powinno w nas wywołać pytanie o to, czy rządząca nami ekipa nie stara się czegoś ukryć. Na przykład tego, że jest dokładnie odwrotnie i Polska nie jest wcale niepodległa.

Oficjalna historia zakłada, że Rzeczpospolita Polska stała się niepodległa 11 listopada 1918 roku. Niewątpliwie następne dwie dekady to rozkwit RP, który niestety przerwała tragiczna wojna. Jej konsekwencją była ponowna utrata niepodległości, a potem oszukane wyzwolenie, które było w istocie zniewoleniem. Przez ponad 50 lat w naszym kraju stacjonowało kilkaset tysięcy wojsk obcego mocarstwa wraz z głowicami jądrowymi. Ważne decyzje polityczne zapadały w tym czasie w Moskwie, a nasi władcy udawali, że rządzą samodzielnie, podczas gdy służalczy stosunek do ZSRR był bardziej niż oczywisty.

Skoro o PRL nie można mówić, jako o w pełni wolnym kraju to może da się przyjąć, że niepodległa stała się III RP? Nic bardziej mylnego. Fakt nierozliczenia komunistów i ich petryfikacji we wszystkich sferach życia społecznego i gospodarczego skutkował tym, że przemiany z 1989 roku stały się tylko pozorne. Ten rzekomy wielki przełom był konieczny w celu uzasadnienia krachu gospodarczego. W pierwszych latach transformacji Polacy bardzo zbiednieli, wręcz zostali okradzeni podatkiem inflacyjnym. Przeprowadzenie tego w ramach PRL wiązałoby się z wielkimi protestami i z prawdopodobną koniecznością wprowadzenia kolejnego stanu wyjątkowego. Aby tego uniknąć wymyślono dziwaczną III RP i dokonano ucieczki do przodu.

Jak to często bywa w przypadku postkolonialnych społeczeństw marionetkowi władcy potrzebują wytycznych z jakiejś centrali. Skoro zabrakło Moskwy zamieniono nadrzędną stolice na Brukselę. Masoński projekt zwany Unią Europejską obliczony był na dokonanie konwergencji między blokiem wschodnim i zachodnim. Potem Proletariusze Wszystkich Krajów mieli się połączyć w ramach jednego bytu. W międzyczasie jednak ZSRR rozpadł się, a jego zachodni bliźniak ZSRE wręcz przeciwnie, zaczyna się rozrastać przyjmując w swój skład kolejne republiki.

Skutkiem tego były kolejne Anschluss’y do tego zbiurokratyzowanego tworu quasi państwowego. Polska została wchłonięta 1 maja 2004 roku. W istocie proces integracji z UE rozpoczęto dekadę wcześniej, od 1994 roku, kiedy nasza rzekomo niepodległa ojczyzna zgłosiła chęć przystąpienia do tej struktury politycznej. Biorąc pod uwagę fakt, że teoretycznie od 1989 roku kraj nasz był w miarę niepodległy, okazuje się, że okres ten trwał tylko 5 lat, po którym nastąpił nowy hołd lenny. Praktycznie od samego początku III RP rozpoczął się też demontaż tego, co próbowano wprowadzić w naszym kraju na początku lat dziewięćdziesiątych tak zwaną Ustawą Wilczka, czyli próbą wprowadzenia kapitalizmu.

W kolejnych latach Polska znalazła się na równi pochyłej. Następne rządy zdawały się realizować polecenia zagranicznych central polegające na stałym zwiększaniu opodatkowania oraz zamykaniu dróg do przedsiębiorczości Polaków. Szybko okazało się, że III RP nie ma być państwem kapitalistycznym tylko socjalistycznym. Rzekoma opozycja demokratyczna walczyła o to, aby zbudować „socjalizm z ludzką twarzą” i zbudowali, ale jak zwykle potworka z tendencją do bankructwa. W proces tej budowy Nowego Porządku wpisuje się też działalność związana z normowaniem wszelkich dziedzin życia, która obecnie zbliża się do wyżyn absurdu. To bardzo typowe zachowanie totalitarnych reżimów, ale nawet Hitler i Stalin nie zabraniali tak wielu rzeczy.

Formalnie niepodległa Polska przestała nią być po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego. Tego haniebnego aktu dokonał gloryfikowany w pewnych kręgach prezydent Lech Kaczyński. Historia go za to oceni. Wejście w życie traktatu nastąpiło 1 stycznia 2009 roku i otworzyło nowy etap w budowie państwa o nazwie Unia Europejska. Wcześniej traktat nazywał się konstytucją UE, ale kolejne narody odrzucały go i postanowiono zrobić przekręt i nazwać go traktatem, a tekst uczynić bardziej niezrozumiałym. Oczywiście referenda zastąpiono decyzjami państwowymi. To pokazuje nam jaki stosunek do demokracji mają władcy z Brukseli. Zresztą władze UE nie są wybierane przez obywateli UE, tylko mianowane. Tak zwany europarlament, do którego niczym do Dumy w czasach carskich, aspiruje wielu posłów z Polski, to w istocie marionetka bez prawa do stanowienia czegokolwiek, czego nie będą chcieli ci ludzie.

Po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego przez kraje członkowskie, masoni wybrali sobie nawet prezydenta (Herman Van Rompuy) i ministra spraw zagranicznych UE (Katarzyna Ashton). I to by było na tyle w kwestii naszej niepodległości. Polska jest teraz niepodległa tak jak każdy stan w USA, a nawet mniej, bo są tam stany, które mają odrębne prawo i nikt ich za pewne odstępstwa nie karze. Widać też, że władcy unii mają zapędy, aby narzucić w swoim traktacie jak najwięcej obostrzeń. Właśnie trwają prace nad wprowadzeniem do traktatu zapisów o kontroli finansowej, czyli pewnie powstanie coś na kształt Ministerstwa Finansów. W międzyczasie do roztopienia się narodu polskiego w Europie zabiegają niektóre polskie partie polityczne. Nawołują do tego również rzekome autorytety takie jak Lech Wałęsa, opowiadajacy dziwne teorie o zjednoczeniu Niemiec i Polski w jednym bycie państwowym.

Nasi dyspozycyjni politycy wraz z wejściem Polski do UE zyskali uniwersalne wytłumaczenie dowolnych niegodziwości. Magicznym uzasadnieniem wprowadzania dowolnego absurdu było, jest i będzie, że Unia nam każe. Jednocześnie stworzono wrażenie, że Unia nam coś daje, zupełnie ukrywając taki drobiazg jak wielkość naszej składki do wspólnego budżetu. Aby nie być płatnikiem netto samorządy i nasz kraj musiały się bardzo zadłużyć, tak jakby to był główny cel tego dziwnego niby obdarowywania pieniędzmi. Innymi słowy, żeby odzyskać nasze 4 miliardy euro, które wpłacamy z naszych podatków musimy się zadłużyć na kolejne 4 miliardy w celu pozyskania środków na tak zwane „współfinansowanie”. Te długi mogą być rodzajem broni stosowanej w stosunku do naszego narodu.

Gdy obserwuje się tak dramatycznie negatywne zjawiska jak exodus Polaków wyjeżdzających z Polski można dojść do wniosku, że komuś bardzo zależy, aby wygnać młodych, a pozostałych w Polsce zapaleńców gnębić na różnych poziomach, aby ich zniechęcić. Jednocześnie rozkręcono wielką kampanię nienawidzenia Polski, jako czegoś rzekomo obciachowego. Ogłupieni propagandą Polacy długo nie dostrzegali tego jak bardzo są oszukiwani. Nadal wielu nie rozumie, że nasi rządzący zachowują się tak jakby realizowali wytyczne ośrodków delikatnie mówiąc nieprzychylnych naszej ojczyźnie. Nie jest dużym nadużyciem stwierdzenie, że ostatnie dekady przynoszą coraz większy ucisk na poziomie gospodarczym, który jest jednym z podstawowych powodów ucieczki z Polski. Takie masowe emigracje w historii naszej państwowości były charakterystyczne dla czasów wojny i zaborów.

Powstaje pytanie, czy teraz trwa jakaś wojna? Najwyraźniej tak, jest to wojna z naszym narodem, o której wielu nawet nie wie, bo jej nie dostrzega. Metodyczne niszczenie tradycji, wyśmiewanie symboli narodowych, walka z Polskością, a na dodatek narzucanie nam prawodawstwa niekorzystnego dla nas jest to bardzo mocne dowody na to, że z naszą niepodległością jest coś nie tak, a wręcz, że praktycznie jej nie ma.

Niepodległość według elit III RP jest czymś nieokreślonym, kolorowym jak flaga gejowska. Zamiast zadawać pytania o to czy ta niepodległość jest realna, media i rządzący wola brnąć w wyimaginowany świat, w którym nic nie jest tym, czym się wydaje i ewidentne dowody utraty naszej zdolności do samostanowienia objawiającej się sloganami takimi jak „Unia daje to i owo”, czy „Unia zabrania tego i owego”, nie są traktowane, jako dowody na brak niepodległości Polski. Niektórzy w przypływach szczerości opowiadają o „wyzwaniach nowoczesności”, wedle których niepodległość jest czymś przestarzałym jak prywatność.

Każdy niech się dobrze zastanowi, co tak naprawdę dzisiaj świętujemy i do czego doszliśmy po niemal dekadzie od wstąpienia naszego kraju do tego tworu politycznego, który nieuchronnie prowadzi do odtworzenia tego, co zbudował już w latach czterdziestych słynny specjalista od integracji europejskiej, Adolf Hitler. Prędzej czy później do ludzi dojdzie, że zostali oszukani, kraj znowu zbankrutuje a niepodległość będzie tylko opowieścią o zamierzchłej przeszłości, gdy jeszcze istniało w polityce coś takiego jak zasady, a zdrady nazywane były po imieniu.

Zmiany na ziemi

niedziela, 10 listopada 2013

Demoralizacja przedszkolaków w polskich przedszkolach

Lewica by mieć monopolistyczną władze nad społeczeństwem musi zniszczyć alternatywne wobec władzy instytucje: kościół, naród, rodzinę, heteroseksualne związki kobiet i mężczyzn. W dziele destrukcji tradycyjnych instytucji,(żydo) lewica wykorzystuje tak zwaną edukacje seksualną. Działania w rzeczywistości nie mające nic wspólnego z edukacją, a będące zwykłym demoralizowaniem i ogłupianiem dzieci. Jednym z takich destruktywnych działań jest wprowadzenie w 86 polskich przedszkolach programu „Równościowe Przedszkole”.
„Równościowe Przedszkole”.to program stworzony przez polskojęzyczne feministki na bazie doświadczeń z zagranicy. Program ten przybliżyła czytelnikom portalu „W sumie” Katarzyna Kawlewska.

Według informacji zawartych w artykule publicystki,program „Równościowe Przedszkole” zakłada, że małe dzieci w przedszkolach będą przyjmowały role społeczne przypisane do płci przeciwnej. W trakcie zajęć przedszkolnych chłopcy mają być przebierani w ubrania dziewczynek i skłaniani do zachowań typowych dla dziewczynek. Podobnie dziewczynki maja odgrywać role społeczne związane z płcią męską.

By uskutecznić transgresje seksualną dzieci, przedszkolaki maja być faszerowane nowymi wersjami bajek w których płcie bohaterów są pozmieniane. Królewna ma ratować śpiącego królewicza którym opiekuj się siedem samic krasnoludków.

Celem programu jest wyzwolenie dzieci z narzuconych im przez zachodnią kulturę ról społecznych. Chłopcy maja przestać być chłopcami, a dziewczynki dziewczynkami. W dzieciach ma zostać wytworzona akceptacja dla homoseksualizmu i transseksualizmu. Projekt „Równościowe Przedszkole” został sfinansowany przez Unie Europejską kwotą 1.400.000 zł. O przekazaniu pieniędzy zadecydował rząd PO.

Takie chore pomysły jak „Równościowe Przedszkole” to dopiero początek działań lewicy zmierzających do zniszczenia normalnych relacji społecznych. Warto więc wiedzieć jakie jeszcze zaimportowane z zachodu atrakcje czekają polskie dzieci.

To jakie plany ma lewica wobec dzieci w wieku przedszkolnym najlepiej pokazuje przykład edukacji seksualnej dla szwajcarskich przedszkolaków który w maju 2011 roku opisała na łamach jednego z najbardziej popularnych szwajcarskich portali internetowych Blick.ch Romina Lenzlinger.

Publicystka portalu w swoim artykule przybliżyła realia edukacji seksualnej szwajcarskich dzieci z 30 szkół i przedszkoli w kantonie Basel-Stadt, które jako pierwsze zostały objęte programem który ma być wprowadzony na terenie całego kraju w 2014 roku. Placówki te otrzymały kuferki z materiałami do obowiązkowej edukacji seksualnej. W kuferkach dzieci znalazły, prócz książeczek i układanek, także modele penisów i wagin naturalnej wielkości, oraz filmy przedstawiające kopulacje dorosłych.

Zgodnie wprowadzanymi programami nauczania czteroletnie dzieci mają poznać różnice w anatomii mężczyzn i kobiet, w tym różnice między genitaliami męskimi a żeńskimi. Dzieci maja też być zapoznane z tym jak dochodzi do poczęcia i jak wygląda poród. By dzieci mogły wszystko dokładnie zrozumieć nauczyciele dysponują obrazkami i małymi modelami anatomicznymi przedstawicieli obu płci.

Proces edukacji seksualnej ma sprawić, że dziecko będzie wiedziało, że dotykanie ciała ludzkiego jest przyjemne dla dotykanego i dotykanego. Służyć temu mają zajęcia praktyczne podczas których dzieci mają wzajemnie się masować. Wszystko to zapewnić ma właściwy rozwój seksualności dziecka. W procesie edukacji dzieci są też uczone używania w rozmowach określeń związanych z seksem tak by nie miały jakiś zahamowań.

Rządowe plany edukacji seksualnej spotkały się z olbrzymim oporem społecznym. Przeciwnicy takiego modelu edukacji seksualnej zjednoczyli się w ruchu Obywatele dla Obywateli. Ich zdaniem działania władz nie maja nic wspólnego z edukacją, i są perwersyjnym demoralizowaniem dzieci.

Podobnie w Polsce plany edukacji seksualnej muszą spotkać się z zdecydowanym oporem społecznym. W zbliżających się w wyborach Polacy muszą poprzeć tylko te partie, i tylko tych polityków, którzy zagwarantują przeciwstawienie się patologicznym pomysłom lewicy. Do czasu wyborów wszyscy ludzie dobrej woli muszą zaangażować się w budowanie środowisk mających na celu obronę polskich rodzin. W propagowanie wiedzy o tym jak szalone plany roją się w głowach lewicowców, i jak szkodliwe działania lewica podejmuje na całym świecie.

Jan Bodakowski
tekst na ten temat ukazał się pierwotnie w tygodniku „Warszawska Gazeta”
źródło

http://wsumie.pl/tylko-u-nas/72208-ala-jest-chlopcem-a-jas-dziewczynka
http://www.blick.ch/news/schweiz/verdirbt-dieser-sex-koffer-unsere-kinder-id76220.html
Za:http://jan.bodakowski.salon24.pl/546820,demoralizacja-przedszkolakow-w-polskich-przedszkolach

poniedziałek, 28 października 2013

Motto elit zachodu-banki albo śmierć!

Media światowe doniosły niedawno o przypadku zastrzelenia [i] przez policję amerykańską trzynastoletniego chłopca niosącego w miejscu publicznym zabawkę-replikę karabinu.  Incydent ten poprzedziło wcześniejsze zabójstwo bezbronnej kobiety z niemowlęciem w pojeździe, która przekroczyła „strefę bezpieczeństwa” Białego Domu w Waszyngtonie [ii]. W następstwie, tego mordu, jego sprawcy, lokalni funkcjonariusze policji Capitolu, zostali nagrodzeni owacją amerykańskiego Kongresu [iii].


Każdy, kto jest dobrze obeznany z amerykańską specyfiką wie, że przypadki zabójstw obywateli dokonywane przez funkcjonariuszy policji nigdy nie należały w USA do rzadkości.

W ostatnich latach zjawisko to nasila się w znacznym stopniu. Jest to zapewne spowodowane faktem coraz większej obecności „zmilitaryzowanych” (uzbrojonych po zęby) psychopatów, masowo zatrudnianych przez panicznie bojące się swych własnych obywateli „demokratyczne” władze tego „przodującego” państwa świata. Demobilizowani żołnierze armii amerykańskiej, mając do wyboru bezrobocie lub pracę w aparacie bezpieczeństwa, ze zrozumiałych względów wybierają tą drugą opcje.

Większość z nich po przebyciu kilku tur „misji pokojowych” w Afganistanie czy Iraku obarczona jest kalectwem psychicznym, zwanym w tamtejszej terminologii PTDS [iv] (Posttraumatic stress disorder), którego wynikiem jest utrata kontroli nad własnymi zachowaniami.

Sytuację tą można przyrównać do tej z schyłkowego okresu PRLu, kiedy to przerażona „władza ludowa” chroniła się przed społeczeństwem za plecami bandytów z ZOMO [v], z tą tylko różnicą, że skrzętnie ukrywała zbrodnie dokonywane przez wspomnianych zbirów, a nie owacyjnie chlubiła się nimi, jak to ma miejsce w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych.

Różnica ta w adekwatny sposób ilustruje postęp moralnej degradacji, jaki osiągnął globalny kapitalizm w porównaniu z komunizmem.

„Postęp” ten widoczny jest we wszystkich przejawach życia społecznego.

Co prawda w dziele szerzenia komunizmu, w asyście pozostałych „krajów demokracji ludowej”, ZSRR stymulował w świecie wojny i rewolucje, równocześnie jednak wspierał materialnie „bratnie kraje trzeciego świata”, oczywiście kosztem wyrzeczeń i nędzy swych własnych socjalistycznych społeczeństw.

Dzisiejszy zachód bez litości wykorzystuje wszystkie słabsze nacje, a w dążeniu do globalnej dominacji, sieje jedynie śmierć, zniszczenie i społeczną destrukcję, przez co przybliża widmo kolejnej wojny światowej.

W pogoni za zyskiem, jego „elity” nie wahają się rujnować naszej Matki Ziemi, poprzez rabunkową gospodarkę Jej zasobami, czego najdrastyczniejszy przykład stanowi Fukuszima, gdzie przez dwa lata od katastrofy władze nie zrobiły nic, by odwrócić widmo globalnej nuklearnej katastrofy, na krawędzi której obecnie się znajdujemy [vi].

Wśród zachodnich „elit” wiodącą rolę piastuje obecnie światowa finansjera.

Stworzyła ona rozpasany system „kapitalistycznego kasyna” [vii], który doprowadził do światowego kryzysu 2008 roku. Wspomniani „finansiści”, wykorzystując do tego „hazardu” swoje instytucje finansowe, takie jak banki, fundusze inwestycyjne i giełdy, za pomocą tzw. lewarowania [viii] (leverage), doprowadzili do wygenerowania ilości finansowych „aktywów”. Są one całkowicie bez pokrycia, a ich obecna nominalna wartość przekracza ponad dwudziestokrotnie cały światowy PKB [ix] (Produkt Krajowy Brutto).

W celu ratowania swej wypłacalności, bankierzy przerzucili na barki społeczne niewykonalne, z oczywistych względów, zadanie, jakie stanowi spłata zaciągniętych zobowiązań. Od początku kryzysu, w 2008 roku, banki centralne Imperium Euroatlantyckiego (US&UE), wyemitowały astronomiczne sumy pustych „walut rezerwowych” (USD & Euro) i przy współudziale swych agentów mieniących się być „przywódcami zachodnich demokracji”, przetransferowały je w bankierskie ręce.

Ten transfer wirtualnego bogactwa z rąk publicznych do prywatnych (bankierskich) zaowocował rosnącym lawinowo zadłużeniem publicznym państw zachodnich, oraz spowodował turbulencje w całej światowej gospodarce opierającej się na wspomnianych „walutach rezerwowych”.

W odpowiedzi na to, zachodni przywódcy rozpoczęli wdrażanie „programów oszczędnościowych”, których rezultatem jest rosnące bezrobocie i nędza w bogatych społeczeństwach Imperium.

Ponieważ gros pieniądza wpompowywane jest w pasożytniczą sferę wirtualnych finansów, to jego braki w realnej gospodarce powodują zmniejszanie popytu, a co za tym idzie zmniejszanie produkcji i usług.

Można więc powiedzieć, że zachód dobrowolnie popełnia gospodarcze samobójstwo zaprzestając wytwarzać realne dobra konsumpcyjne, pomimo posiadania nowoczesnej bazy produkcyjnej i usługowej, infrastruktury, technologii, oraz kwalifikowanych kadr.

Dzięki temu działaniu, kara się on sam za zbrodnie dokonane na Polsce i innych krajach postkomunistycznych, w których to powyższy proces zaaplikowano przed dwudziestu laty, powodując ich zapaść materialną, gigantyczną emigracje, a co za tym idzie niespotykany w czasach pokoju regres cywilizacyjny, demograficzny i kulturowy.

Ponieważ prowadzona obecnie polityka finansowa i fiskalna nie daje wystarczających rezultatów, zachodni przywódcy przygotowują kolejny program polegający na jednorazowej [he he... - admin] konfiskacie („podatku”) znacznego procenta realnych bogactw należących do indywidualnych obywateli, oraz firm produkcyjnych i usługowych. Zarys tego programu przygotowano [x] już w MFW (IMF). Na obecnym etapie znajduje on poparcie naczelnej wiedźmy Funduszu Christine Lagarde [xi].

Każdy człowiek posiadający zdrowy rozsądek musi sobie zdawać sprawę z faktu, że nawet całkowita konfiskata globalnego bogactwa nie rozwiąże problemów banków, gdyż wygenerowane przez nie „wirtualne bogactwo” przekracza wielokrotnie nominalną wartość całej naszej matki Ziemi.

Powyższy fakt nie przeszkadza jednak obłąkanym bankierom i służącym im zachodnim „elitom” w próbie wprowadzania tego programu w życie. Na Cyprze przeprowadzono już jego „pilotaż”.

Reasumując obecne status quo, można skonstatować następujące fakty:
  • stopień degrengolady zachodnich demokracji przekroczył granicę, poza którą jakiekolwiek procesy sanacyjne muszą okazać się całkowicie bezowocnymi;
  • ich aparat administracyjny można przyrównać do konglomeratu bandycko-mafijnych organizacji, których jedynym autentycznym zadaniem jest rabunek społeczeństw i tłumienie ich ewentualnych odruchów obronnych;
  • niczym niemitygowana agresywność zachodu w stosunku do reszty świata grozi wybuchem globalnego konfliktu zbrojnego;
  • polityka gospodarcza polegająca na przetwarzaniu zasobów materialnych ziemi na śmieci „made In China”, prowadzi do kompletnej degradacji środowiska naturalnego, a być może nuklearnej anihilacji życia na naszym globie;
  • polityka finansowa i fiskalna prowadzi do likwidacji realnych gospodarek państw zachodu i ich kolonii, takich jak Polska.
Konkludując można przewidywać, że świat czeka ponura przyszłość, jeśli w najbliższym czasie od władzy nie zostanie odsunięta oligarchia finansowa i jej zausznicy odgrywający rolę „demokratycznych elit”.

Należy mieć jedynie nadzieję, że Boska Opatrzność nie dopuści do dalszego rozwoju planowanego scenariusza.

[i] http://blogs.kqed.org/newsfix/2013/10/23/sonoma-county-deputies-kill-13-year-old-carrying-replica-rifle/
[ii] http://articles.washingtonpost.com/2013-10-03/politics/42649836_1_car-chase-u-s-capitol-two-officers
[iii] http://www.youtube.com/watch?v=X38HoHwcEow&feature=player_embedded
[iv] http://en.wikipedia.org/wiki/Posttraumatic_stress_disorder
[v] http://en.wikipedia.org/wiki/ZOMO
[vi] http://www.ibtimes.com/fukushima-radiation-now-global-disaster-japan-finally-asks-world-help-two-years-too-late-1416058
[vii]http://www.salon.com/2012/03/09/casino_capitalism_as_gambling_spreads_metaphor_becomes_reality/
[viii] http://www.bankier.pl/slownik/waluty/lewarowanie.html
[ix] http://pl.wikipedia.org/wiki/Produkt_krajowy_brutto
[x] http://www.infowars.com/imf-pushes-plan-to-plunder-global-wealth/
[xi] http://www.dailymail.co.uk/femail/article-2470291/Is-IMF-Director-Christine-Lagarde-attempting-win-public-favor-new-feminine-image.html

http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl

czwartek, 24 października 2013

Sześciolatki do szkół, o co chodzi w uporze w realizacji tego planu


Stare porzekadło mówi: czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Tak w wielkim skrócie można nazwać podstawowy cel, jaki stoi przed urzędnikami walczącymi o to, aby jak najmłodsze dzieci zaczynały indoktrynację zwaną eufemistycznie edukacją.   

Właśnie trwa w Polsce wielka debata w kwestii posyłania sześciolatków do szkół. Rodzice dzielą się na tych, którzy popierają plany władzy względem ich dzieci oraz na tych, którzy się temu sprzeciwiają. Organizacje zrzeszające tych drugich zdołały zebrać prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie zmian w systemie edukacji. Oprócz rezygnacji z planów wysyłania sześciolatków do szkół pojawiły się też postulaty likwidacji gimnazjów i powrót do ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum. Nie podoba się to niektórym, bo spowodowałoby znaczne zmniejszenie ilości dyrektorów w placówkach edukacyjnych.

Władzy zależy na tym, aby wcześniej zacząć sączyć do głów dzieci swoją ideologię. Aby przekonywać rodziców do wysłania do szkoły sześciolatków rząd przygotował i opłacił specjalną kampanię propagandową. Jej twarzą uczyniono gwiazdę zaprzyjaźnionej telewizji a potem jeszcze wykupiono w niej i innych mediach czas antenowy w celu emisji spotów propagandowych. Sam ten fakt powinien spowodować zapalenie się przysłowiowej czerwonej lampki w głowie. Dlaczego tak im zależy? Można z łatwością odpowiedzieć na to pytanie. Celem jest stworzenie nowego człowieka, który jest wydajnym pracownikiem i niezbyt lotnym obywatelem. To brutalne, ale głupolami łatwiej się manipuluje, łatwiej się nimi steruje.

Nie można tego nie zauważać, że zdecydowana większość polskich nauczycieli ma poglądy lewicowe. To zresztą zrozumiałe, bo takie poglądy mają też w zdecydowanej większości wykładowcy akademiccy, którzy ich edukowali. Zresztą Związek Nauczycielstwa Polskiego nie ukrywa nawet swojego lewicowego zaangażowania. Nie ma się co łudzić, że w szkołach naucza się dzieci w duchu pluralizmu politycznego. Tam odbywa się indoktrynacja, której celem jest wtłoczenie dzieciom do głowy przy różnych okazjach, że tylko lewica jest w porządku, a inne poglądy na świat to coś złego i archaicznego. Każdy, kto ma dzieci chodzące do szkoły wie, że tak właśnie jest. Prowadzi to do powstawania rozmaitych wynaturzeń, które prędzej czy później uderzą w nas wszystkich.

Jeszcze na początku ubiegłego wieku rzekomo biedni i uciskiwani robotnicy fabryk mieli po kilkoro dzieci, a ich żony nie pracowały zawodowo tylko w domu. Po prostu było ich na to stać. To właśnie dzięki indoktrynacji nazywanej edukacją nikt nie buntuje się, że doszło do tego, iż obecnie dzieci to luksus, a gdy pojawia się dwójka to matka musi jak najszybciej wracać do pracy płacić podatki i zarabiać, żeby rodzina w ogóle mogła przetrwać. Wykształceni w lewicowym duchu tatusiowie uważają, że to zupełnie normalne, że ich żony muszą pracować poza domem, a dziećmi mają się zajmować państwowe instytucje.

Rodzice wykształceni w socjalistycznych szkołach wprost twierdzą, że wychowanie to rola szkoły, a oni sami sprowadzają się do pozycji robotów zarabiających pieniądze. Bez ich indoktrynacji nie byłoby to możliwe, bo w końcu zaczęliby rozumieć, jak bardzo są oszukiwani i wyzyskiwani przez tych, którzy rzekomo chronią ich przed wyzyskiem. Kłania się metafora ze świniami z „Folwarku Zwierzęcego” Orwella.

Oczywiście posłanie sześciolatków do szkół nie spowoduje fundamentalnego pogorszenia w zakresie wspomnianych powyżej patologii, ale z pewnością uczyni sączoną im do głów propagandę bardziej skuteczną. Ogłupianie narodu trwa i im bardziej ten proces postępuje tym mniejsze są szanse na wyrwanie się z tego marazmu i budowę normalnego społeczeństwa. Dlatego właśnie jest to takie ważne dla ludzi nami rządzących. Edukacja nakierowana na propagowanie ideologii staje się bowiem gwarantem ich utrzymania się przy korycie.

niedziela, 20 października 2013

Przemoc państwa

Nie ma relacji silniejszych niż więzi łączące dzieci i rodziców. Zawsze strata matki lub ojca wywołuje u najmłodszych traumatyczne przeżycia, które zostawiają w ich psychice niezatarty ślad. Skąd zatem pojawiły się pomysły ustawowego odbierania praw rodzicielskich, które ogarnęły wiele krajów zachodnioeuropejskich?

Najbardziej widoczne jest to na przykładzie Skandynawii, gdzie „walka z przemocą rodzicielską” zatacza niewiarygodne wręcz kręgi. Tam nawet zwykłe skarcenie może spowodować wniosek o pozbawienie praw rodzicielskich. Powstał jakiś patologiczny system, w którym urzędnicy, chcąc się wykazać aktywnością, pod błahym pretekstem lub w ogóle bez powodu podejmują decyzje powodujące odebranie dzieci.

Wszystko to odbywa się na kanwie tworzenia idealnego (utopijnego) społeczeństwa, które nie będzie znało żadnego cierpienia i przemocy. Problem pojawia się z samą definicją słowa „przemoc”.

Jeśli bowiem rodzicielski klaps może być tak zakwalifikowany, to praktycznie wszystkie relacje międzyludzkie dadzą się opisać jako opresyjne. Bo czy przemocą nie jest zatrzymanie siłą dziecka, które biegnie prosto pod samochód? Czy podniesiony głos rodzica w sytuacji konfliktowej to przemoc psychiczna? Czy szef nakazujący jakąś pracę podwładnemu nie posługuje się przemocą psychiczną? Wszystko możemy sprowadzić do absurdu, bo absurdalne jest założenie, że istnieje życie bezstresowe.

Głównym autorem teorii bezstresowego wychowania jest ikona epoki oświecenia Jan Jakub Rousseau. Ciekawe, że ten mentor współczesnej pedagogiki w życiu prywatnym był fatalnym ojcem (oddał własne dzieci do przytułku). Jak zatem jego bezstresowa wizja „dobrego dzikusa” ma się do praktyki życia? Odpowiedź nasuwa się sama – jest to utopia.

Potężne pragnienie stworzenia utopijnego (socjalistycznego) raju na ziemi najczęściej generuje prawdziwe piekło. Co bowiem przeżywa dziecko, które chce się odebrać opiekującej się nim babci, tylko dlatego, że stwierdzono u niego nadwagę (konkretny przypadek z polskiej wokandy sądowej)? Co przeżywają rodziny, którym chce się zabrać pociechy z powodu ubóstwa?

Proceder odbierania dzieci biednym rodzicom staje się w Polsce coraz częstszy i jest wyrazem olbrzymiej bezduszności systemu, który rości sobie pretensje do budowania społeczeństwa idealnego. Od 2012 r. sądy i urzędnicy socjalni umieścili z powodu biedy ponad 1800 dzieci w tzw. pieczy zastępczej, sięgając po najbardziej drastyczny środek – często bezpodstawnie i bezprawnie. Nagłośniona przez „Nasz Dziennik” dramatyczna historia malutkiej Małgosi Zdańskiej, która została odebrana matce, bo lekarze donieśli, że zachowuje się „niepokojąco”, nie jest niestety odosobniona.

Dla neomarksistów spod znaku Nowej Lewicy tradycyjne więzi społeczne – rodzinne, religijne, narodowe, są z natury złe, gdyż powodują zniewolenie człowieka. Ich rozluźnienie lub zniszczenie nie stanowi dla nich problemu. Socjaliści różnego typu (komuniści, naziści, postmoderniści) apoteozują państwo, uważając, że powinno ono wkraczać w najdrobniejsze, najbardziej prywatne dziedziny życia ludzkiego i w sposób idealny (utopijny) je regulować.

Groźna tendencja dotycząca tworzenia prawodawstwa ułatwiającego odbieranie praw rodzicielskich jest związana z szerokim oddziaływaniem ideologii neomarksistowskiej w świecie Zachodu. Należy ją widzieć w całym kontekście różnorakich zjawisk nakierowanych na dekonstrukcję tradycyjnych więzi (popularyzacja ideologii gender, paneuropejskiego kosmopolityzmu, uderzenie propagandowe w Kościół katolicki). Człowiek „wyzwolony” z wszelkich „starych” relacji ma osiągnąć szczęśliwość w idealnym państwie, które rozwiąże jego problemy. W takim systemie dom dziecka jawi się jako oaza nowego, utopijnego raju.

Tendencje obecne na Zachodzie znajdują też przełożenie na gruncie polskim. Wystarczy przywołać nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, dzięki której z niemal każdego rodzica można zrobić przestępcę. O tym właśnie mówi poprawka o penalizacji klapsa. Jeśli klaps, podniesiony głos rodzica ma być uznany za przemoc godną karania, to za jednym zamachem wszyscy stanęliśmy poza prawem. Dzieje się tak na skutek presji instytucji międzynarodowych, poddanych oddziaływaniu nowej ideologii.

W silnie religijnym społeczeństwie polskim nie ma jeszcze tak masowej tendencji do odbierania dzieci rodzicom, jak w wielu krajach zachodnich. Jednak to już ulega zmianie, a z biegiem czasu destrukcyjny trend może się nasilić. Wydaje się, że z tego przede wszystkim powodu katolicy w Polsce nie mogą milczeć i nie powinni być bierni – wszak na poziomie instytucjonalnym często chce się sankcjonować zło wołające o pomstę do nieba.

Prof. Mieczysław Ryba
http://naszdziennik.pl/

poniedziałek, 23 września 2013

Żydowscy kaci NKWD


Negowanie znaczenia roli Żydów w służbie NKWD jest sprzeczne z podstawowymi faktami ustalonymi przez historyków. Prof. Andrzej Paczkowski sformułował tę tezę jako „nadreprezentacją Żydów w UB”. Jednoznacznie pisze o „nadreprezentatywności Żydów w UB” inny czołowy historyk IPN-owski dr hab. Jan Żaryn w swym opracowaniu „Wokół pogromu kieleckiego” (Warszawa 2006, s. 86).


O bardzo niefortunnych dysproporcjach, wynikających z nadmiernej liczebności Żydów w UB, pisali również niejednokrotnie dużo rzetelniejsi od Grossa autorzy żydowscy, np. Michael Chęciński, były funkcjonariusz informacji wojskowej LWP, w wydanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism, Nationalism, Anti-semitism” (s. 63-64).

Żydowski autor wydanej w Paryżu w 1984 r. książki „Les Juifs en Pologne et Solidarność” („Żydzi w Polsce i Solidarność”) Michel Wiewiórka pisał na s. 122: „Ministerstwo spraw wewnętrznych, zwłaszcza za wyjątkiem samego ministra, było kierowane w różnych departamentach przez Żydów, podczas gdy doradcy sowieccy zapewniali kontrolę jego działalności”.

Na szeregu stronach „Strachu” Gross stara się całkowicie zanegować wobec amerykańskich czytelników jakiekolwiek znaczenie roli Żydów w UB. Równocześnie jednak ten sam Gross całkowicie przemilcza istotne wpływy, wręcz dominację żydowskich komunistów w innych sferach władzy, takich jak sądownictwo, propaganda czy gospodarka. W ponad 50-stronicowej części książki poświęconej „żydokomunie” nawet jednym zdaniem nie wspomina o tym amerykańskim czytelnikom, cynicznie utrzymując ich w totalnej nieświadomości na ten temat.

Rola Żydów w bezpiece, jej wyjątkowość polegała nie tylko na nadmiernej liczebności, lecz także na splamieniu się przez bardzo wielu żydowskich funkcjonariuszy UB przykładami ogromnego okrucieństwa, brakiem jakichkolwiek skrupułów i brutalnym łamaniem prawa wobec polskich więźniów politycznych. Rzecz znamienna – złowieszcza rola żydowskich funkcjonariuszy jest widoczna w każdej bardziej znaczącej zbrodni UB, od ludobójczych mordów w obozie w Świętochłowicach począwszy, poprzez sądowe mordy na generale Fieldorfie „Nilu” i rotmistrzu Pileckim po proces gen. Tatara i współoskarżonych wyższych wojskowych.

Główni winowajcy zabójstwa tego polskiego bohatera to w przeważającej części żydowscy komuniści. Była wśród nich czerwona prokurator Helena Wolińska (Fajga Mindla-Danielak), która zadecydowała o bezprawnym aresztowaniu gen. Fieldorfa, a później równie bezprawnie przedłużała czas jego aresztowania. Wyrok śmierci na generała w sfabrykowanym procesie wydała sędzina komunistka żydowskiego pochodzenia Maria Gurowska z domu Sand, córka Moryca i Frajdy z domu Einseman. Dodajmy do tego żydowskie pochodzenie trzech z czterech osób wchodzących w skład kolegium Sądu Najwyższego, które zatwierdziły wyrok śmierci na polskiego bohatera (sędziego dr. Emila Merza, sędziego Gustawa Auscalera i prokurator Pauliny Kern). Cała trójka później dożywała ostatnich lat swego życia w Izraelu. Przypomnijmy również, że wcześniej w rozprawie pierwszej instancji oskarżał gen. „Nila” jeden z najbezwzględniejszych prokuratorów żydowskiego pochodzenia Benjamin Wajsblech. Dodajmy, że prawdopodobnie sam Józef Różański (Goldberg) wręczał przesłuchującemu gen. Fieldorfa porucznikowi Kazimierzowi Górskiemu tzw. pytajniki, tj. odpowiednio spisane zestawy pytań, które miał zadawać więźniowi (wg P. Lipiński, Temat życia: wina, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 18 listopada 1994 r.).

Warto przypomnieć w tym kontekście fragment rozmowy Sławomira Bilaka z Marią Fieldorf-Czarską, córką zamordowanego generała.

Powiedziała ona m.in.: „Pytam się dlaczego nikt nie mówi, że w sprawie mojego ojca występowali wyłącznie sami Żydzi? Nie wiem, dlaczego w Polsce wobec obywatela polskiego oskarżali i sądzili Żydzi” (cyt. za: Temida oczy ma zamknięte. Nikt nie odpowie za śmierć mojego ojca, „Nasza Polska”, 24 lutego 1999 r.).

Przypomnijmy teraz jakże haniebną sprawę wydania wyroku śmierci na jednego z największych polskich bohaterów rotmistrza Witolda Pileckiego i stracenia go w 1948 roku. Człowieka, który dobrowolnie dał się aresztować, aby trafić do Oświęcimia i zbadać prawdę o sytuacji w obozie, a później stał się tam twórcą pierwszej obozowej konspiracji. Oficera, którego wybitny angielski historyk Michael Foot nazwał „sumieniem walczącej przeciw hitlerowcom Europy” i jedną z kilku najwybitniejszych i najodważniejszych postaci europejskiego Ruchu Oporu. Otóż – jak pisał na temat sprawy rotmistrza Pileckiego i współoskarżonych z nim w procesie Tadeusz M. Płużański:

„Wyroki zapadły już wcześniej – wydał je dyrektor departamentu śledczego MBP Józef Goldberg Różański. Podczas jednego z przesłuchań powiedział Płużańskiemu: „Ciebie nic nie uratuje. Masz u mnie dwa wyroki śmierci. Przyjdą, wyprowadzą, pieprzną ci w łeb, i to będzie taka zwykła ludzka śmierć” (por. T.M. Płużański, Prokurator zadań specjalnych, „Najwyższy Czas”, 5 października 2002 r.).

Warto przy okazji stwierdzić, że jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który 3 maja 1948 r. zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim, wykonany 25 maja 1948 r., był sędzia Leo Hochberg, syn Saula Szoela (wg T.M. Płużański, Prawnicy II RP, komunistyczni zbrodniarze, „Najwyższy Czas”, 27 października 2001 r.).

Pominę tu szersze relacjonowanie jednej z najczęściej przypominanych zbrodni – ludobójczego wymordowania około 1650 niewinnych więźniów w ciągu niecałego roku przez Salomona Morela i podległych mu żydowskich oprawców z UB (zob. na ten temat szerzej książkę autora jakże rzetelnego żydowskiego samorozrachunku Johna Sacka „Oko za oko”, Gliwice 1995).
Przypomnę tu tylko jedną z ulubionych „zabaw” ludobójczego „kata ze Świętochłowic” S. Morela, polegającą na ustawianiu piramid z ludzi, którym kazał się kłaść czwórkami jedni na drugich. Gdy stos ciał był już dostatecznie duży, wskakiwał na nich, by jeszcze zwiększyć ciężar. Po takich „zabawach” ludzie z górnych części stosu wychodzili w najlepszym wypadku z połamanymi żebrami, natomiast dolna czwórka lądowała w kostnicy.

Dużo mniej znane są późniejsze zbrodnie, popełnione przez Morela na młodocianych polskich więźniach politycznych „reedukowanych” w obozie w Jaworznie. Morel zastąpił tam na stanowisku komendanta kapitana NKWD Iwana Mordasowa. W książce Marka J. Chodakiewicza, Żydzi i Polacy 1918-1945 (Warszawa 2000, s. 410), czytamy:

„Między 1945 a 1949 rokiem w obozie w Jaworznie zmarło około 10 tysięcy więźniów”. Te aż tak przerażające dane liczbowe brzmią wprost niewiarygodnie i wymagają gruntownego sprawdzenia, choć Chodakiewicz przytacza je za źródłową pracą M. Wyrwicha, (Łagier Jaworzno, Warszawa 1995).
Różne relacje potwierdzają w każdym razie wyjątkowe okrucieństwo okazywane wobec młodocianych polskich więźniów przez komendanta Morela. Począwszy od witania przez niego kolejnych transportów młodocianych więźniów typowym dlań powitaniem: „Popatrzcie na słońce, bo niektórzy widzą je po raz ostatni!”. Czy słowami: „Jesteście bandytami, pokażemy wam tutaj, co znaczy wojowanie przeciwko władzy ludowej”. (Oba cytaty za tekstem napisanego przez Mieczysława Wiełę „Listu otwartego do premiera rządu RP” („Jaworzniacy” nr 2/29 z lutego 1999 r.).

Poza katuszami fizycznymi Morel lubił zadawać swoim ofiarom różne udręki psychiczne. Na przykład kazał pisać po tysiąc razy: „Nienawidzę Piłsudskiego” (wg M. Wyrwich, Łagier Jaworzno, Warszawa 1995, s. 90).

Ludobójczy zbrodniarz S. Morel dostaje wciąż polską rentę – mniej więcej 5 tys. zł. Czołowy historyk IPN dr hab. Jan Żaryn pisał niedawno: ”

Doświadczenia z lat 1944-1945 jedynie utrwalały stereotyp żydokomuny. NKWD przy pomocy pozostałych Żydów urządza krwawe orgie’ – meldował Władysław Liniarski „Mścisław”, komendant Okręgu AK w Białymstoku w styczniu 1945 r. do „polskiego Londynu” (…).
Polacy po wojnie, używając hasła „żydokomuna”, posługiwali się zatem stereotypem wytworzonym przez samych Żydów komunistów. Żydzi stawali się zatem współodpowiedzialnymi za cierpienia Polaków, w tym za utratę – po raz kolejny – niepodległości państwowej.

Do rodzin docierały szczegóły tortur, jakim byli poddawani w ubeckich kazamatach ich najbliżsi – często żołnierze podziemia niepodległościowego. „Gdy wyszedłem z karceru, zaraz wzięli mnie na górę i enkawudzista Faber [Samuel Faber - przypis J. Żaryna], (kto on był, nie wiem, czy to Polak, czy Rosjanin, na pewno Żyd) (…) kazał mnie związać. Zawiązali mi usta szmatą i między ręce i nogi wsadzili mi kij, na którym mnie zawiesili, po czym do nosa zaczęli mi wlewać chyba ropę. Po jakimś czasie przestali. Przytomności nie straciłem, więc wszystko do końca czułem. Dostałem od tego krwotoku (…)’ – wspominał Jakub Górski „Jurand”, żołnierz AK” (…).

Inny działacz podziemia niepodległościowego, Mieczysław Grygorcewicz, tak zapamiętał pierwsze dni pobytu w areszcie NKWD i UB w Warszawie:
„(…) Na pytania zadawane przez Światłę – szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa początkowo nie odpowiadałem, byłem obojętny na wszystkie groźby i krzyki, opanowała mnie apatia, przede mną stanęła wizja śmierci. Przecież jestem w rękach wroga, i to w rękach żydowskich, których w UB nie brakowało. Poczułem do nich ogromny wstręt, przecież miałem do czynienia z szumowiną społeczną, przeważnie wychowaną w rynsztoku nalewkowskim”.
„Światło – Żyd z pochodzenia, mając pistolet w ręku, oświadczył mi, że jeżeli nie podam swego miejsca zamieszkania, strzeli mi w łeb (…)”.

Światło przyprowadził Halickiego, kierownika sekcji śledczej, który również był Żydem, i ten rozpoczął śledztwo wstępne (…). Oficerowie ubowscy zmieniali się często (…). Szczególnie jeden z nich brutalnie i ordynarnie do mnie się odzywał, groził karą śmierci bez sądu. Jak się później dowiedziałem od śledczego porucznika Łojki – był to sam Różański, zastępca Radkiewicza, ministra bezpieczeństwa.

W takiej sytuacji i wśród tej zgrai żydowskiej byłem przygotowany na najgorsze, nawet na rozstrzelanie (…)”. (cyt. za J. Żaryn, Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947, we: „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s. 86-88)”.

Przypomnijmy, że wymieniony tu Józef Różański (Goldberg), dyrektor Departamentu Śledczego w MBP zyskał sobie zasłużoną sławę najokrutniejszego kata bezpieki. Od byłego oficera AK Kazimierza Moczarskiego, który był jedną z ofiar „piekielnego śledztwa” prowadzonego pod nadzorem Różańskiego, wiemy, jakie były metody katowania więźniów przesłuchiwanych w MBP. Spośród 49 rodzajów maltretacji i tortur, którym go poddawano, Moczarski wymienił m.in.:

„1. bicie pałką gumową specjalnie uczulonych miejsc ciała (np. nasady nosa, podbródka i gruczołów śluzowych, wystających części łopatek itp.);

2. bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;

3. bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);

4. wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;

5. miażdżenie palców między trzema ołówkami (…);

6. przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu; (…)

8. zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni (…)” (cyt. za K. Moczarski, Piekielne śledztwo, „Odrodzenie”, 21 stycznia 1989 r.).

Żydowski dygnitarz MBP – Józef Światło nadzorował tajne więzienie w Miedzeszynie, gdzie do metod wydobywania zeznań należało m.in. skazywanie na klęczenie na podłodze z cegieł z podniesionymi do góry rękami przez 5 godzin, przepędzanie nago korytarzami z jednoczesnym chłostaniem stalowymi prętami, bicie pałką splecioną ze stalowych drutów (wg T. Grotowicz, Józef Światło, „Nasza Polska”, 22 lipca 1998 r.).

O tych wszystkich okrucieństwach i zbrodniach żydowskich katów z UB nie znajdziemy nawet jednego zdania informacji w książce Grossa, tak chętnie i obszernie rozpisującego się o zbrodniach popełnionych przez Polaków na Żydach.

Warto przypomnieć, że Różański (Goldberg) był odpowiedzialny za działanie tajnej grupy ubeckich morderców, którzy na jego polecenie potajemnie mordowali w lesie wybranych żołnierzy AK i porywanych z ulicy ludzi. Tak zamordowano m.in. formalnie zwolnionego z aresztu byłego kapelana 27. dywizji AK księdza Antoniego Dąbrowskiego.

Wśród skrytobójczo zamordowanych po wywiezieniu z więzienia do lasu był m.in. pułkownik AK Aleksander Bielecki, na którym bezpiece nie udało się wymusić oczekiwanych zeznań, oraz jego żona.

Warto przypomnieć, że żydowski komunista Leon Kasman, przez wiele lat redaktor naczelny organu KC PZPR „Trybuny Ludu”, był tym działaczem, który najgwałtowniej nawoływał do zaostrzenia represji wobec przeciwników politycznych podczas obrad Biura Politycznego KC PPR w październiku 1944 roku.

„Wsławił się” wówczas powiedzeniem: „Przerażenie ogarnia, że w tej Polsce, w której partia jest hegemonem, nie spadła nawet jedna głowa” (cyt. za P. Lipiński, Bolesław Niejasny, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 3 maja 2000 r.).

I głowy polskich patriotów, głównie AK-owców, zaczęły spadać w przyspieszonym tempie na skutek rozpętanej wówczas pierwszej wielkiej fali terroru przeciw Narodowi.

I tak np. w grudniu 1944 r. doszło do rozstrzelania pięciu AK-owców w piwnicy domu przed Zamkiem Lubelskim. Ich sprawę prowadził prokurator wojskowy narodowości żydowskiej (wg. mgr Marek Kolasiński, sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie, „Raport o sądowych morderstwach”, Warszawa 1994, s. 108).

Jaskrawe przykłady okrucieństwa żydowskich śledczych wobec przesłuchiwanych polskich oficerów znajdujemy w tzw. sprawie bydgoskiej.

Jerzy Poksiński opisał np., jak to „kpt. Mateusz Frydman chwytał przesłuchiwanych oficerów za gardło i tłukł ich głową o ściany, powiedział do majora Krzysika: „Zastrzelę cię, a grób zaorzę, aby ci Anders nie mógł pomnika wystawić” (por. J. Poksiński, TUN. Tatar – Utnik – Nowicki, Warszawa 1992, s. 38).

W sprawie bydgoskiej zmarł zamęczony płk Józef de Meksz. W toku innej sfabrykowanej sprawy niewinnych oficerów, tzw. sprawy zamojsko-bydgoskiej, zmarł zamęczony w więzieniu płk Julian Załęski. Stracił on życie jako ofiara okrutnych tortur nakazanych przez jednego z najbezwzględniejszych żydowskich oprawców – szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, zwanego „krwawym Kuhlem” (por. A.K. Kunert – J. Poksiński, Płk Stefan Kuhl, „Życie Warszawy”, 24 lutego 1993 r.).

Dyrektor departamentu V MBP żydowską komunistkę Lunę Brystygierową, wyspecjalizowaną w prześladowaniu Kościoła katolickiego i inteligencji patriotycznej, nazywano „Krwawą Luną” z powodu wyjątkowej bezwzględności, z jaką przesłuchiwała więźniów. Żołnierz AK i były więzień polityczny Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa pisała w swych wspomnieniach, iż:

„Julia Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom. W czasie przesłuchań we Lwowie wsadzała więźniom genitalia do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując. Była zboczona na punkcie seksualnym, i tu miała pole do popisu” (por. A. Rószkiewicz – Litwinowiczowa, Trudne decyzje. Kontrwywiad Okręgu Warszawa AK 1943-1944. Więzienie 1949-1954, Warszawa 1991, s. 106).

Do najhaniebniejszych spraw należało aresztowanie w 1947 r. na podstawie sfabrykowanych oskarżeń majora Mieczysława Słabego, byłego lekarza westerplatczyków, najsłynniejszej bohaterskiej formacji polskiej wojny obronnej 1939 roku.

Major Słaby już po kilku miesiącach przesłuchań zmarł w wieku zaledwie 42 lat na skutek ran odniesionych podczas śledztwa. Jego sprawę prowadził wiceprokurator mjr S.D. Mojsezon (Mojżeszowicz), Żyd z pochodzenia.

On to napisał własnoręczne rzekome „zeznania” mjr. Słabego, przyznającego się w nich do tego, jakoby „działał na szkodę państwa polskiego”. Majora Słabego nakłoniono zaś odpowiednimi metodami do podpisania sformułowanych przez prokuratora Mojsezona zeznań. Skatowany major umarł przed skazaniem i wyrokiem.

Na wyjaśnienie ciągle czeka po dwukrotnych umorzeniach śledztwa (w 1993 i 1995 r.) sprawa kulisów śmierci w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego jednego z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego z batalionu „Zośka” – Jana Rodowicza ps. „Anoda”.

Był jedną z postaci słynnych z niewiarygodnej wręcz odwagi, poświęcenia i zdolności do ryzyka. Za swe wojenne zasługi był odznaczony Krzyżem Walecznych (dwukrotnie) i Krzyżem Virtuti Militari.

Wszechstronnie uzdolniony, studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, gdy padł ofiarą represji. Aresztowano go w wigilię Bożego Narodzenia 1948 r. i zabrano do ubeckiej katowni. Jego przesłuchiwaniami kierował naczelnik V Departamentu MBP major żydowskiego pochodzenia Wiktor Herer (później profesor ekonomii).

Zaledwie w dwa tygodnie po aresztowaniu legendarny „Anoda” zginął w gmachu MBP. Z informacji złożonych w prokuraturze przez innego członka batalionu „Zośka”, uwięzionego w tym samym czasie, co „Anoda”, Rodowicz został zastrzelony przez Bronisława K. z MBP.

Były naczelnik w MBP Wiktor Herer zaprzeczył wersji o zamordowaniu „Anody”. Podtrzymał starą oficjalną wersję, jakoby „Anoda” popełnił samobójstwo, skacząc na parapet otwartego okna i wyskakując z czwartego piętra.

Wersja ta wydaje się dość nieprawdopodobna, choćby ze względu na to, że był wówczas środek zimy – 7 stycznia 1949 r. Jak więc wytłumaczyć twierdzenie, że w takim czasie w budynku MBP na czwartym piętrze było otwarte okno?

Generalnie ciągle za mało znane są liczne zbrodnie popełnione w różnych województwach na polecenie i pod dowództwem miejscowych żydowskich ubeków. Typowym przykładem pod tym względem jest sprawa zbrodni na 16 Polakach – zdemobilizowanych żołnierzach AK i NSZ dokonanej w Siedlcach 12 i 13 kwietnia 1945 roku.

W toku postępowania prokuratorskiego w latach 90. bezspornie udowodniono, że mordu dokonali pracownicy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Siedlcach. W czasie zbrodni szefem ówczesnego UB w Siedlcach był por. Edward Słowik, oficer narodowości żydowskiej, mający za „doradcę” oficera NKWD – majora Timoszenkę.

W momencie zbrodni w całym ówczesnym siedleckim UB na około 50 pracowników, około 20 było narodowości żydowskiej. Według historyka Marka J. Chodakiewicza, większość uczestników porwań i zabójstw 16 byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego w Siedlcach, a wśród nich Braun (Bronek) Blumsztajn i Hersz Blumsztajn, została przeniesiona służbowo do innych miejscowości (por. M.J. Chodakiewicz, op. cit., s. 466).

Spośród zbrodniczych oficerów śledczych żydowskiego pochodzenia warto osobno wymienić majora (Izaaka) Ignacego Maciechowskiego, zastępcę szefa Wydziału IV GZI w latach 1949-1951. Według raportu komisji Mazura prowadził on śledztwo wymierzone przeciw gen. Tatarowi, płk. Uziębło, płk. Sidorskiemu, płk. Barbasiewiczowi, płk. Jurkowskiemu i mjr. Wackowi przy użyciu bardzo brutalnych metod przesłuchań. Kilku z torturowanych przez Maciechowskiego oficerów po przyznaniu się do „win” zostało skazanych przez stalinowskie sądy na karę śmierci płk Ścibor, płk Barbasiewicz i płk Sidorski (por. T. Grotowicz, Ignacy Maciechowski, „Nasza Polska” z 10 lutego 1999).Osobny obszerny temat, który tu przedstawiam bardzo skrótowo, to sprawa rozlicznych odpowiedzialnych sędziów żydowskiego pochodzenia typu wspomnianej już prokurator Heleny Wolińskiej (Fajgi Mindla-Danielak) czy sędzi Marii Gurowskiej. Wymieńmy tu m.in. takie osoby, jak zastępcę prokuratora generalnego PRL Henryka Podlaskiego, zastępcę szefa Najwyższego Sądu Wojskowego i szefa Zarządu Wojskowego Oskara Szyję Karlinera (doprowadził on do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję tę złośliwie nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”), szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, prokuratora Benjamina Wajsblecha, sędziego Stefana Michnika, ppłk. Filipa Barskiego (Badnera), kpt. Franciszka Kapczuka (Nataniela Trau), prokuratora Henryka Holdera, sędziego Najwyższego Sądu Wojskowego Marcina Danziga, sędziego płk. Zygmunta Wizelberga, sędziego Aleksandra Wareckiego (Weishaupta), prokuratora płk. Kazimierza Graffa, sędziego Emila Merza, płk. Józefa Feldmana, płk. Maksymiliana Lityńskiego, płk. Mariana Frenkla, płk. Nauma Lewandowskiego, prokuratorów w Prokuraturze Generalnej: Benedykta Jodelisa, Paulinę Kern, płk. Feliksa Aspisa, płk. Eugeniusza Landsberga, etc., etc. Dość przypomnieć, że tylko w 1968 r. wyjechało około 1000 osób z dawnego aparatu władzy, skompromitowanych udziałem w służbach specjalnych UB, etc. (według informacji podanej 12 marca 1993 r. w audycji telewizyjnej przez wybitnego badacza najnowszej historii płk. J. Poksińskiego). A przypomnijmy, że część żydowskich ubeków i morderców sądowych, najbardziej skompromitowanych działaniami w aparacie terroru, opuściła Polskę już wcześniej, w pierwszych latach po 1956 r. Porównajmy te dane ze skrajnie próbującym pomniejszyć rolę Żydów w aparacie represji J.T. Grossem, wypisującym na s. 236 uwagi o „paru tuzinach Żydów” (czy 67, 131, czy nawet 438), „działających jako pachołki Stalina”.

Wspomnę tu tylko bardzo skrótowo o kilku mało świetlanych postaciach z kręgu sądownictwa. Do najbardziej bezwzględnych prokuratorów żydowskiego pochodzenia należał Kazimierz Graff, syn kupca Maurycego Graffa i nauczycielki Gustawy Simoberg, były przewodniczący Warszawskiego Akademickiego Komitetu Antygettowego w latach 1937-1938. 26 lutego 1946 r. jako wiceprokurator Wydziału do Spraw Doraźnych Sądu Okręgowego w Siedlcach podczas sesji wyjazdowej w Sokołowie Podlaskim doprowadził do skazania na karę śmierci 10 żołnierzy AK.

Już następnego dnia Graff wydał rozkaz rozstrzelania skazanych AK-owców, „aby nie zdążyli złożyć przysługującej im z mocy prawa prośby o ułaskawienie” (wg: T.M. Płużański, Przypadek prokuratora Graffa, „Najwyższy Czas”, 6 lipca 2002 r.). Dzięki swej bezwzględności po serii mordów sądowych Graff szybko awansował do rangi zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego w randze pułkownika. Był głównym oskarżycielem w sprawie Konspiracyjnego Wojska Polskiego dowodzonego przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, doprowadzając do wydania wyroków śmierci na „Warszyca” i szereg innych współoskarżonych. Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ustaliła, że w sprawie tej „miało miejsce morderstwo sądowe” (por. tamże). Graff „zasłynął” m.in. jako współautor aktu oskarżenia w sfabrykowanym procesie gen. S. Tatara i innych wyższych wojskowych, mającym wykryć „spisek w wojsku” (por. tamże). Opracowany przezeń akt oskarżenia uznany został jednak za zawierający wiele oskarżeń „zbyt naiwnych i musieli go przerabiać dwaj dużo bardziej doświadczeni od Graffa spece od stalinowskich śledztw – A. Fejgin i J. Różański.

Morderca sądowy Stefan Michnik, brat obecnego redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika, błyskawicznie awansował w wieku zaledwie 27 lat do rangi kapitana, mimo że nie posiadał matury. „Zasłużył się” tak swą gorliwością w sfabrykowanych procesach politycznych. Już jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach mjr. Zefiryna Machalli, płk. Maksymiliana Chojeckiego, mjr. Jerzego Lewandowskiego, płk. Stanisława Weckiego, mjr. Zenona Tarasiewicza, ppłk. Romualda Sidorskiego, ppłk. Aleksandra Kowalskiego. 10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez S. Michnika mjr. Z. Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). 8 grudnia 1954 r. zmarł w niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w wykonaniu kary więzienia skazany przez Michnika na karę 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki. Na szczęście nie wykonano wyroków śmierci na skazanych przez S. Michnika na śmierć płk. M. Chojeckim i mjr. J. Lewandowskim. W 1951 r. został stracony z wyroku S. Michnika mjr Karol Sęk (w procesie podlaskiego NSZ). W tym samym procesie podlaskiego NSZ Michnik wydał jeszcze dwa wyroki śmierci: jeden wykonano (na Stanisławie Okunińskim), inny (na Tadeuszu Moniuszce) złagodzono na dożywocie. W „Życiu” z 11 lutego 1999 r. pisano, że według informacji redakcji S. Michnik wydał około 20 wyroków śmierci w procesach politycznych.

A swoją drogą, ciekawe, w jaki sposób Kieresowski IPN wycofał się po cichu, rakiem, z szumnie zapowiedzianej obietnicy wystąpienia do Szwecji o ekstradycję Stefana Michnika.

Prof. Witold Kulesza, ówczesny szef pionu śledczego IPN, szumnie zapowiadał, że Instytut Pamięci Narodowej będzie się domagał ekstradycji Stefana Michnika. Ciekawe, jakie to względy (czyżby troska o to, żeby nie osłabiać „autorytetu” Adama Michnika?) zdecydowały o wycofaniu się z tej zapowiedzi? Warto przy tym zapytać, dlaczego kieresowskim władzom IPN zabrakło elementarnej uczciwości i odwagi do publicznego poinformowania o motywach wycofania się z zapowiedzianych żądań ekstradycji S. Michnika?

Wśród innych morderców sądowych warto wspomnieć m.in. o przypadku szefa Prokuratury Wojskowej w Warszawie płk. Eugeniusza Landsberga. Został on uratowany w czasie wojny dzięki schronieniu danym mu przy kościele katolickim. Odpłacił się za nie licznymi wyrokami śmierci na polskich patriotów w sfabrykowanych procesach politycznych.

Obsadzenie bardzo wielu wpływowych stanowisk w UB, prokuraturze i sądach osobami żydowskiego pochodzenia, niezwiązanymi z polskością, z polskimi tradycjami narodowymi i patriotyzmem, stawało się dla sterujących sprawami w Polsce stalinowskich dygnitarzy sowieckich najlepszą gwarancją zdecydowania w walce z polskimi patriotami z podziemia niepodległościowego. I pod tym względem się nie zawiedziono.

Spośród ubeków, sędziów i prokuratorów żydowskiego pochodzenia wywodziła się szczególnie duża liczba najbardziej nieubłaganych „pogromców” polskiego AK-owskiego podziemia gotowych do konstruowania przeciw niemu najbardziej absurdalnych oskarżeń. Typowy pod tym względem był sędzia Dawid Rozenfeld, który uzasadniał wyrok skazujący tylko na dożywocie agentkę gestapo winną zadenuncjowania i śmierci wielu żołnierzy i oficerów AK, współwinną wydania gestapo gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Jako okoliczność łagodzącą sędzia Rozenfeld uznał w przypadku tej agentki to, iż:

„Zdaniem Sądu Wojewódzkiego oskarżona jest ofiarą zbrodniczej działalności kierownictwa AK, które jak wiemy obecnie, współpracowało z Gestapo, było na usługach Gestapo i wraz z Gestapo walczyło przeciw większej części Narodu Polskiego w jego walce o narodowe i społeczne wyzwolenie” (cyt. za: J. Piłek, Stalinowcy są wśród nas, w: „Gazeta Polska”, 4 sierpnia 1994).

Adwo- kaci

Dodajmy do powyższych opisów jeszcze rolę niektórych adwokatów pochodzenia żydowskiego. Szczególny typ „obrońcy” w procesach politycznych reprezentował np. adwokat żydowskiego pochodzenia Mieczysław (Mojżesz) Maślanko. Tak „bronił” swych podopiecznych, że porównał grupę Moczarskiego do gestapo i Abwehry, twierdząc, że „wszystkie te instytucje zostały powołane przez klasy posiadające, które chcą zatrzymać koło historii” (wg: T.M. Płużański, Adwo-kaci, w: „Najwyższy Czas”, 26 stycznia 2003 r.).

W podobny sposób Maślanko „bronił” – oskarżając szefa II Zarządu Głównego WiN płk. Franciszka Niepokólczyckiego, słynnego „Łupaszkę”, czyli mjr. Zygmunta Szendzielarza, dowódcę V Wileńskiej Brygady AK, narodowca Adama Doboszyńskeigo, rotmistrza Witolda Pileckiego i współoskarżonych, gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” (Maślanko zgodził się z większością rzekomych dowodów „winy” gen. „Nila”).

Według ostatniego delegata Rządu w Londynie na Kraj Stefana Korbońskiego, w sprawie Pileckiego i współoskarżonych „Różański postawił sprawę jasno: obowiązkiem rady obrońców [której przewodniczył Maślanko - przypis T.M. Płużańskiego] jest gromadzenie dowodów przeciw oskarżonym” (por. tamże).

Niegodne zachowanie M. Maślanki, robiącego wszystko, by pogrążyć oskarżonych, których miał bronić, było tym bardziej oburzające, że on sam został uratowany od śmierci w Oświęcimiu przez słynnego narodowca Jana Mosdorfa.

Podobnym do Maślanki „obrońcą”, a raczej „adwo-katem” w sprawach politycznych był inny adwokat żydowskiego pochodzenia, pracujący we wspólnej kancelarii z Maślanką – Edward Rettinger.

„Bronił” on Moczarskiego i jego kolegów słowami: „(…) to było bajoro zbrodni, którego miazmaty dziś nam trują jeszcze duszę. To było bajoro zbrodni, gdzie zastygła krew lepi się jeszcze do rąk” (por. tamże). Innym tego typu pseudoobrońcą był Marian Rozenblitt, który działał już w sądownictwie polskiej armii w ZSRS.

Należy przypomnieć zbrodnie wojenne:

Zbrodnia w Nalibokach – masakra polskich mieszkańców wsi Naliboki dokonana przez oddziały radzieckich i żydowskich partyzantów 8 maja 1943roku pod dowództwem Pawła Gulewicza z Brygady im. Stalina, w tym grupa składająca się z osób narodowości żydowskiej (trwa ustalanie czy była to część oddziału pod dowództwem Tewje Bielskiego czy Szolema Zorina).

Spalono kościół, szkołę, pocztę, remizę i część domów mieszkalnych, resztę osady ograbiono. Zginęło także kilku napastników. W sowieckich źródłach szacowano liczbę zabitych Polaków na 250 osób, 6 sierpnia 1943 roku wieś została ponownie spacyfikowana, tym razem przez oddziały niemieckie, w ramach tzw. „Akcji Hermann”, a jej mieszkańców wywieziono w głąb Rzeszy na roboty przymusowe.

Zbrodnia w Koniuchach – zbiorowe morderstwo co najmniej 38 polskich mieszkańców (mężczyzn, kobiety i dzieci; najmłodsze miało 2 lata) wsi Koniuchy (dziś na terenie państwa litewskiego, dawniej w II Rzeczypospolitej w województwie nowogródzkim w powiecie lidzkim) dokonane 29 stycznia 1944 przez partyzantów radzieckich (Rosjan i Litwinów) i żydowskich. W czasie pogromu we wsi spalono większość domów, oprócz zamordowanych co najmniej kilkunastu mieszkańców zostało rannych, a przynajmniej jedna osoba z nich zmarła następnie z ran. Przed atakiem wieś zamieszkana była przez około 300 polskich mieszkańców, istniało w niej około 60 zabudowań. Partyzanci radzieccy wcześniej często rekwirowali mieszkańcom wsi żywność, ubrania i bydło, dlatego też tutejsi mieszkańcy powołali niewielki ochotniczy oddział samoobrony.

W sprawie masakry w Koniuchach prowadzone jest śledztwo IPN. Dotychczas ustalono, że napadu dokonały radzieckie oddziały partyzanckie stacjonujące w Puszczy Rudnickiej: „Śmierć faszystom” i „Margirio”, wchodzące w skład Brygady Wileńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, oraz „Śmierć okupantowi”, wchodzący w skład Brygady Kowieńskiej. Do oddziałów tych należeli Rosjanie i Litwini, większość oddziału „Śmierć okupantowi” tworzyli Żydzi i żołnierze Armii Czerwonej zbiegli z obozów jenieckich. Oddział żydowski liczył 50 ludzi, a oddziały rosyjsko-litewskie około 70 osób. Dowódcami byli Jakub Penner i Samuel Kaplinsky.

Według jednego z napastników, Chaima Lazara, celem operacji była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek. Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej, będących podstawą wszczęcia śledztwa, liczba zabitych była większa (ok. 130).

Atak na Koniuchy i wymordowanie tutejszej ludności cywilnej był największą z szeregu podobnych akcji prowadzonych w 1943 i 1944 przez oddziały partyzantki radzieckiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej (np. masakra ludności w miasteczku Naliboki).

W maju 2004 w Koniuchach odsłonięto pomnik pamięci ofiar, zawierający 34 ustalone nazwiska ofiar.

W powojennych opracowaniach, na podstawie m.in. relacji żydowskich uczestników ataku na wieś (np. Izaaka Chaima i Chaima Lazara) często podawano informacje o zamordowaniu wszystkich 300 mieszkańców, a także o walkach z oddziałem niemieckich żołnierzy (w innych źródłach litewskiej policji). Jednak późniejsze opracowania nie potwierdziły obecności Niemców czy policjantów w wiosce, a także zakwestionowały tezę, że zginęli wszyscy mieszkańcy wsi (część z mieszkańców uciekła z masakry i przeżyła wojnę). Informacja stwierdzająca, że wymordowani zostali wszyscy polscy mieszkańcy wsi Koniuchy pojawiała się także w ówczesnych meldunkach struktur Polskiego Państwa Podziemnego.

Dokumenty, źródła, cytaty: prof. Jerzy Robert Nowak, („Nasz Dziennik”, 18 sierpnia 2006)

Akleksander Szumański
Urodzony we Lwowie, zamieszkały w Krakowie.
Publicysta „Warszawskiej Gazety” i światowej prasy polonijnej.Niezależny dziennikarz, literat, poeta, krytyk literacki. W dorobku książki prozatorskie,wydania poetyckie, w tym poematy miłosne i martyrologiczne. Twórca ok. 4 tys. wierszy publikowanych w książkach,na spotkaniach autorskich w kraju i za granicą, w prasie polonijnej i krajowej. Członek Związku Piłsudczyków.
Za: http://blogopinia24.pl/polityka/978-ydowscy-kaci-nkwd
Przeczytaj więcej artykułów pana Aleksandra Szumańskiego na PCO >   >   >   > TUTAJ
http://www.polishclub.org

niedziela, 15 września 2013

Wstrząsający życiorys ojca Aleksandra Kwaśniewskiego

ry150

Wstrząsający życiorys ojca Aleksandra Kwaśniewskiego. “W NKWD torturował, bił, słuchał krzyków męczonych ludzi…”


Ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego był Żydem rosyjskim w stopniu pułkownika NKWD, „wcielony” w Polaka do organizowania nadzoru UB na terenach Pomorza Zachodniego i Północnego. Pod koniec lat czterdziestych zmienia nazwisko na Kwaśniewski i przyjmuje imię Zdzisław. NKWD zaopatruje go w dyplom ukończenia medycyny w Poznaniu i niezbędne dokumenty dla uwiarygodnienia wykonywanego zawodu lekarza.


Izaak Stolzman oskarżony jest o mordowanie patriotycznej ludności polskiej na Kresach Wschodnich oraz grabież i popełnianie zbrodni na Żydach w gettach w okresie okupacji niemieckiej Wileńszczyzny i Białorusi.


ry151

Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski, Stolzman dowodzący oddziałem NKWD w latach 1945-1947 – dopuszcza się zbrodni ludobójstwa na: jeńcach niemieckich, marynarzach szwedzkich, żołnierzach AK, NSZ i innych formacji zbrojnych. Dokonuje egzekucji w okolicach Borne, Sulinowo (Gross Born), w nie istniejącej obecnie wsi Doderlage, w Berkniewie (Barkenbrucke) koło Bornego Sulimowa, po którym zostały szczątki fragmentów zniszczonych domów. Na terenie tym, będącym poligonem wojsk sowieckich, w okolicznych lasach grzebał swoje ofiary, których kości jeszcze obecnie są odnajdywane.

Stolzman vel Kwaśniewski pod koniec lat 40 -tych i na początku 50 -tych, z rozkazu władz NKWD nadzorował i koordynował zbrodniczą działalność powiatowych i miejskich urzędów bezpieczeństwa publicznego w: Drawsku, Białogardzie, Szczecinku, Wałczu, Kołobrzegu, Połczynie, Jastrowie i Okonku. Uczestniczył również w zbrodniach UBP w Gdańsku, Słupsku, Szczecinie, Ustce, Koszalinie i Elblągu. Oprawca ten pozbawiał życia więźniów przez rozstrzeliwanie, wieszanie, a także gazowanie, jak np. w gdańskiej siedzibie NKWD i przez wstrzykiwanie trucizny, co było wyłączną jego specjalnością.

Pułk. Izaak Stolzman dał się też poznać w 1947 r. uczniom gimnazjum w Wałczu. „Nadzorował” z ramienia UB sprawę założenia nielegalnej organizacji młodzieżowej na terenie Gimnazjum Ogólnokształcącego, której przywódcą konspiracyjnym był Bogdan Szczucki. Działalność tej grupy polegała m.in. na zdejmowaniu flag wywieszanych z okazji komunistycznych rocznic, rozrzucaniu ulotek, głośnym skandowaniu :”Precz z komuną!!!” lub „Pachołki Rosji”. Próbowali oni zwrócić uwagę na stalinowskie zbrodnie, których m.in. dopuszczał się Stoltzman.

Poczynania Izaaka Stoltzmana vel Kwaśniewskiego były częścią działań sowieckich grup operacyjnych w likwidacji członków polskiego ruchu oporu. Były to grupy kontrwywiadu sowieckiego, działające na terenie Polski zawsze i przede wszystkim przez przydzielonych specjalnie agentów. W czasie okupacji niemieckiej wywiad sowiecki rzucił na teren Polski tysiące swoich agentów, wśród których był Stolzman. Zadaniem ich było ustalenie osób oraz danych o polskim ruchu podziemnym po to, aby mieć adresy i nazwiska osób do likwidacji po wkroczeniu wojsk sowieckich. Byli oni nazywani „łowcami AK-owskich głów”.

Izaak Stolzman vel Kwaśniewski podejmuje się zacierania swojej zbrodniczej działalności zamykając usta świadkom pod groźbą utraty życia.

W roli lekarza zamieszkał w Białogardzie przy ul. Bohaterów Stalingradu 10 (obecnie Dworcowej). Przepoczwarza się w katolika, co wynika z księgi zawartych małżeństw kościoła parafialnego w Białogardzie, w którym 6 lutego 1954 r. zawarł związek małżeński. Zdzisław Kwaśniewski, ur. w 1921 r. w ZSRR poślubił Aleksandrę Pałasz, ur. 28 grudnia 1929 r. w Wilnie, z zawodu pielęgniarkę. Z małżeństwa tego w domu przy ówczesnej ul. Bohaterów Stalingradu 10, urodził się 15 listopada 1954 r. Aleksander – były prezydent i jego siostra Małgorzata Sylwia, o której wiadomo tylko tyle, że jest w Szwajcarii dyrektorem banku. A Kwaśniewski nie mówi o niej nic. W miejscowym kościele NMP nie ma ich metryki chrztu. Z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nie zostali oni ochrzczeni.

Ojciec A. Kwaśniewskiego zmarł w 1990r i bez rozgłosu został pochowany na cmentarzu żydowskim w Warszawie. Matkę pochowano w 1995 przed wyborami prezydenckimi. Miała ona pogrzeb katolicki na cmentarzu warszawskim, dzięki uzyskaniu zaświadczenia od proboszcza kościoła parafialnego w Białogardzie. Fakt ten A. Kwaśniewski, bez zachowania prywatności, sprytnie wykorzystał w kampanii prezydenckiej, by zyskać na wiarygodności jako katolik.

Były kierownik UB w Drawsku Pomorskim, Wacław Nowak, wyjawił, że Zdzisław Kwaśniewski, ojciec byłego Prezydenta R.P., to sowiecki zbrodniarz wojenny winny zbrodni przeciwko narodowi polskiemu.

Nowak mieszkał jako emeryt w Koszalinie przy ulicy Powstańców Wielkopolskich 22. Kilka miesięcy przed śmiercią w 1994 roku wyznał, że UB i NKWD zamordowało AK-owców, NSZ-owców i uczestników ruchu oporu na Pomorzu Zachodnim w 1945 roku, do czego on sam się przyczynił.

Nowak kierował operacjami UB w rejonie Drawsko, Czaplinek, Jastrowie, Połczyn, Białogard i Kołobrzeg. Otrzymywał rozkazy bezpośrednio od NKWD z placówek w Gross-Born (Borne-Sulinowo), Białogardzie i Rawiczu. Występował on pod przybranym nazwiskiem „Wacław Nowak” nadanym mu przez NKWD w trakcie nominowania go na stanowisko kierownika UB w Drawsku w 1945 roku. Jego prawdziwe nazwisko zdradzało jego rodowód żydowski.

Z nakazu NKWD Nowak wychwytał żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i organizacji antysowieckich, ukrywających się na podległym mu terenie. Uczestniczył on w obławach na grupy żołnierzy Wileńskiej 5-tej Brygady AK oddziału majora Zygmunta Siendzielerza ps. „Łupaszka” (wcześniej należącego do 4-tej Brygady), które przedostawały się do lasów Pomorza Zachodniego. Złapanych odstawiał do obozu koncentracyjnego NKWD w Barkenbryge (Barkniewo) koło Gross-Born Borne (Sulimowo). (Nowak znał tylko niemieckie nazwy miejscowości.) Był to obóz przejściowy. Stamtąd były dla AK-owcóow tylko dwa wyjścia: do Rosji albo na „rozwałkę”.

NKWD-zistą, który nadzorował zbrodniczą działalność UB, w tym zbrodnie Nowaka, był Izaak Stolzman. AK-owców rozstrzelano we wsi Doberlage położonej około 5 km na północ od Nadarzyc. Wieś ta jest opuszczona od tamtego czasu, nawet jej nazwa wyszła z użycia. Zostały po niej tylko resztki murów i fundamenty. Zwłoki zakopano w okolicznych lasach. Jedne przykryto niewypałami, inne także minami i zasypano ziemią.

Nowak zapamiętał tylko trzy nazwiska spośród zamordowanych żołnierzy AK: Jerzy Łoziński, Stanisław Subotrowicz i Witold Milwid, (ich przesłuchiwano najdłużej). UB-owcy zastrzelili ich w Doberlage w obecności Nowaka i Stolzmana.

Stolzman przygotowywał również procesy polityczne młodzieży szkolnej.

W Wałczu doprowadził do skazania uczniów Bogdana Szczuckiego, Mariana Baśladyńskiego i Feliksa Stanisławskiego, a w Białogardzie Pszczółkowskiego i Tracza na więzienie i pracę w kopalniach węgla.

Wacław Nowak spotkał Stolzmana kilka lat później w Urzędzie Bezpieczeństwa w Białogardzie, ale on nazywał się już inaczej. Zmienił nazwisko na Zdzisław Kwaśniewski.

http://www.chwalewski.pl/

Zeznanie złożone pod przysięgą przez Dominika Dzimitrowicza

Gdzieś w połowie 1945 r. wraz z rodzicami przyjechałem do Gdańska. W domu rodziców mieściła się Komorka Kontrwywiadu w dzielnicy Gdańsk-Wrzeszcz, ul. Wallenroda 4. Do Komórki przychodziły wiadomości, że w kierunku Gdańska są kierowani więźniowie, którzy nie docierają do miejsca przeznaczenia tzn. do więzienia.

Aby rozpoznać „sprawę” ojciec mój postanowił pójść do pracy UBP Gdańsk jako kierownik warsztatu krawieckiego, a mnie wziął jako ucznia. Podjęto szczegółowa penetrację UBP w Gdańsku. Rzeczywistość okazała się koszmarem.

Do gdańskiego UB przywożono tygodniowo od jednej do dwóch grup żołnierzy AK. Przesłuchiwania prowadzili NKWD-ziści w formie łamania rak, nóg, wyrywanie paznokci itd. Ww. przesłuchania były nadzorowane przez Stolzmana. Następnie przesłuchanych „więźniów” wysyłano transportem samochodowym w kierunku Słupska. Od 1947 r. zaczęto stopniowo likwidować obóz Barkniewo, gdzie byli rozstrzeliwani żołnierze Armii Krajowej.

W związku z tym część więźniów była kierowana do podziemi przy ulicy Jaracza w Słupsku, gdzie była mordowana, następnie zasypywana wapnem, gdzie do tej pory leżą ich prochy. W związku z tym, że Stolzman znał mego ojca, z którym uzgodnił, ze w rezerwie zawsze będzie wyprasowany mundur. Gdy był w Gdańsku, dzwonił do Konsumu, żeby wysłać mundur, wtedy ojciec posyłał mnie z mundurem do Stolzmana.

Wziąłem mundur i poszedłem do urzędu bezpieczeństwa w Gdańsku. Niosąc mundur dla Stolzmana nie spodziewałem się, ze w przeciągu 48 godzin znajdę się w przedsionku piekła. Gdy weszłem do pomieszczenia, gdzie znajdował się Lebe Bartkowski, który przygotował narzędzie do torturowania ludzi, zamiast zameldować swoje przybycie, to ja stanąłem i przyglądałem się, co Bartkowski robi. Tenże nie zastanawiając się uderzył mnie w twarz. Natychmiast odwzajemniłem Bartkowskiemu. Z opresji wybawił mnie Stolzman, który wszedł prowadząc dwie kobiety, jedna młodsza, druga starsza.

Okazało się, ze to była żona i córka jednego z uciekinierów, który przyznał się, że u niego w domu przechowywana jest część narkotyków – zabrano narkotyki i obie panie. Przez pół dnia Szwedzi i Polacy byli przesłuchiwani przez Stolzmana i Bartkowskiego.

Interesowało ich, kto i skąd dostarczył opium na statki, gdzie znajduje się miejsce składowania na terenie Trójmiasta, Ustki, Słupska. Gdy skończono ustne przesłuchiwanie i Stolzman nie dowiedział się, skąd brano tak duże ilości narkotyków, wtedy przystąpiono do fizycznego przesłuchania. „Na tapetę” wzięto więźnia, który na piersi miał zawieszony krzyż.

Bartkowski kazał zdjąć krzyż, lecz przesłuchiwany odmówił. Stolzman kazał Bartkowskiemu powiesić go na haku na łańcuszku od krzyża. Postawiono delikwenta na taborecie i ręce i nogi miał związane, głowę przełożono za łańcuszek powieszony na haku. Następnie Bartkowski raptownie wyrwał ławkę spod nóg. Łańcuszek pękł pod naprężeniem i jednocześnie przeciął prawdopodobnie tętnicę. Krew zaczęła lać się jak z „kranu”. Po kilku minutach człowiek nie żył.

Kazano mi pomóc wynieść zwłoki oraz zmyć podłogę. Krzyż zmywał NKWD-zista. Osobiście słyszałem jak Stolzman mówił do Bartkowskiego, ze krzyż ten weźmie do domu na pamiątkę. Następnym do przesłuchania był młody Polak. Związano mu ręce i nogi oraz powieszono jak świniaka na haku. Obnażono dolną część ciała i Bartkowski szczypcami zaczął ściskać przyrodzenie. Nastąpił niesamowity krzyk bólu torturowanego człowieka. Stolzman kazał przerwać tortury i zapytał czy juz sobie przypomniał, skąd mieli na statku narkotyki. Młody człowiek wskazał na małżeństwo z córką, którzy prawdopodobnie mieli się zajmować transportem narkotyków na statki.

W pierwszej kolejności wzięto seniora rodu. Żonę i córkę ze związanymi rękoma posadzono w bliskiej odległości od ojca i męża. Zaczęto mu zrywać paznokcie z rak i nóg, żeby nie krzyczał zaplombowano mu usta. Torturowany człowiek kilkakrotnie mdlał. Łamano mu palce u rąk i nóg, i ręce. Gdy zdjęto opaskę z ust Bartkowski zapytał go czy będzie zeznawał, odpowiedział, że tak.

Narkotyk – opium został przywieziony do miasta Ustka samochodem MO, a eskortę stanowili milicjanci. Gdy samochód pojechał pod statki, żołnierze, którzy pilnowali statki szwedzkie zniknęli na czas rozładunku towaru. Izaak Stolzman zagroził, ze jeżeli nie będzie mówił prawdy, to żona i córka zostaną zgwałcone a później zastrzelone.

Torturowany mężczyzna ‚przypomniał sobie’, że narkotyk był przywieziony z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Szczecinie. Stolzman jak to usłyszał, to się wściekł, zawołał dwóch NKWD-zistow, też żydów, którzy zgwałcili 15-letnią córkę oraz żonę. Po zgwałceniu kobiet, Stolzman wziął ze stołu aparat, rozerwał pochwę, a Bartkowski wepchnął nagrzany pręt do czerwoności w skrwawioną pochwę dziewczyny. Nastąpił niesamowity krzyk bólu. Tak samo postąpiono z matką dziewczyny. Niepotrzebne kobiety wyniesiono do następnego pomieszczenia, gdzie zostały zastrzelone.

Stolzman w dalszym ciągu prowadził śledztwo w stosunku do torturowanego mężczyzny, nie wierzył jego zeznaniom, ze ten z uporem maniaka powtarzał, że narkotyki zostały przywiezione z UB w Szczecinie. W pewnym momencie kazał nagrzać pręt, a Bartkowski z cała siła wepchnął w odbytnicę, powtórzył sie ten sam scenariusz – ryk człowieka mordowanego. Po zakończeniu „eksperymentu” został zastrzelony, w tył głowy. Wykonawca był Lebe Bartkowski.

Stolzman zarządził przerwę na obiad. Gdy chciałem opuścić przybytek zbrodni zapytałem czy mogę pójść do domu. Stolzman powiedział, że zostanę i pójdę, gdy przyjdzie czas. Po jakimś czasie powrócił z obiadu Lebe Bartkowski, stanął w rozkroku i powiedział do mnie: „Nu ty Goj, czy wiesz, że nasze kamienice a wasze szubienice, za chwile zawiśniesz na tym haku !!!”

Po chwili przyszedł Izaak Stolzman i zarządził przesłuchanie pozostałych Polaków przez Bartkowskiego, a mnie kazał pozostać w pokoju. Natomiast Stolzman wziął dwóch pomocników i rozpoczął przesłuchania marynarzy szwedzkich, zastosował stopniowa metodę torturowania, zaczęto od zdzierania paznokci z rak i nóg oraz łamania palców. Następnie rozgrzanym prętem , prętami ciągnięto po całym ciele, plecach, nogach, brzuchu, piersiach itd.

Krzyki bólu, rozpaczy męczonych marynarzy szwedzkich. Gdy torturowano Szwedów i Polaków, Izaak Stolzman stał i przyglądał się, gdy torturowani ludzie krzyczą. On uśmiechał się, wydawało się, że Stolzman znajduje się w jakiejś „ekstazie”, która dawała mu niesamowitą przyjemność.

Lebe Bartkowski podczas przesłuchania uciekinierów polskich nie uzyskał żadnych dodatkowych wiadomości. Stolzman kazał odprowadzić i rozstrzelać. Dla mnie dano siennik i koc do spania i tak przesiedziałem całą noc do następnego ranka.

Rano następnego dnia Stolzman kazał Bartkowskiemu załadować do samochodu rozstrzelonych Polaków, zawieźć do Brzeźna i zakopać. Sam natomiast przy pomocy dwóch NKWD-zistow rozpoczął kontynuację wczorajszych przesłuchań marynarzy szwedzkich, dochodzenie przeprowadzone było w języku niemieckim tak, że nic nie rozumiałem. Tyle mogłem zrozumieć, że gdy nie było po myśli Stolzmana, to wzmogło się znęcanie.

Gdy przyjechał Bartkowski, polecił, aby przygotować do drogi samochód, jeżeli będą pytać, dokąd zabiera – powiedzieć, że Szwedzi są wiezieni na statek, który ich zawiezie do Królewca-Kaliningradu. Było to kłamstwo i wyprowadzenie wszystkich „zainteresowanych” w pole.

Następnie wszystkich porwanych Szwedów wsadzono do samochodu uprzednio wiążąc ręce i nogi. Konwojenci siedli razem z więźniami. Natomiast Naczalstwo w Gaziku, a ja z nimi ruszyliśmy w stronę Gdynia-Lębork-Słupsk. W Słupsku po kilku minutach pojechaliśmy pod budynek. Na zewnątrz budynku kształty półokrągłe, od podwórka wklęsłe. Po chwili stania na zewnątrz wyszło kilku ludzi. Bartkowski na czele ze swoimi ludźmi zaczął wyładowywać Szwedów. Po wyładowaniu ustawiono ich „gęsiego” i poprowadzono do budynku. Gdy ostatni zniknął w drzwiach, Stolzman kazał mi przejść na siedzenie obok niego.

”Dominik” – zwrócił się do mnie: „Przekroczyłeś próg swojego bezpieczeństwa. Zobaczyłeś i usłyszałeś to, co nie powinieneś… widzieć i usłyszeć. W związku z tym musiałbym ciebie zabić, ale tego nie zrobię. Zawdzięczasz swoje życie Dyrektorowi Konsumu, panu Kamińskiemu, który wstawił się za tobą. Jeżeli zaczniesz rozpowiadać, co słyszałeś i widziałeś, to zginie cala twoja rodzina i ty w podziemiach. Teraz zejdziemy na dół do podziemi to zobaczysz, ze ja ciebie nie okłamuję.”

Rozkazał, abym szedł za nim, tak mnie sprowadził do podziemia. W pierwszej kolejności poczuło się niesamowity zapach rozkładających ciał ludzkich oraz zobaczyłem leżących pokotem marynarzy szwedzkich, którzy przed kilkoma minutami zeszli do podziemi.

Dobijano z pistoletów tych, którzy dawali oznaki życia. Gdy chciałem opuścić przedsionek piekła, Stolzman złapał mnie za ramię, mówiąc mi, że muszę jeszcze zobaczyć krematorium i zwłoki, które są zasypane wapnem: „Jak ty nie będziesz posłuszny, to spotka ciebie to samo co tamtych.”

Podszedłem bliżej do zwłok zasypanych wapnem. Widok był straszny, usta otwarte, powieki nie zamknięte, wyraz twarzy wykazywał grymas – obraz był niesamowity. Do tej pory mam obraz tego nieboszczyka. Gdy tak przyglądałem się twarzy nieboszczyka, która mnie zafascynowała, do Stolzmana podeszło dwóch ludzi, którzy okazali się prokuratorami prokuratury powiatowej w Słupsku.

Przyszli do Stolzmana, aby uzgodnić ilu mają przysłać więźniów do zamordowania, spalenia lub zasypania wapnem. Po uzgodnieniu z nimi, ilu ludzi-więźniów mają dostarczyć, pociągnął mnie za NKWD-zistami, którzy ciągnęli zwłoki szwedzkiego marynarza. Raptownie trafiliśmy na kotłownie, piece krematoryjne. Widok wkładającego ciała do pieca oraz drugiego palącego ciała marynarza szwedzkiego spowodował, że straciłem przytomność, dopiero odzyskałem ją w samochodzie, w drodze powrotnej do Gdańska.

Z listu Jana Krawca do redakcji tygodnika „Gwiazda Polarna”

Za: http://3obieg.pl/wstrzasajacy-zyciorys-ojca-aleksandra-kwasniewskiego