Dzisiaj Dzień Niepodległości. Wszystkie media przekonują nas, że to wielkie święto wolności i odzyskanej państwowości. Według oficjalnego przekazu Polska jest niepodległa i należy się z tego cieszyć. Tak ostentacyjne promowanie tego poglądu powinno w nas wywołać pytanie o to, czy rządząca nami ekipa nie stara się czegoś ukryć. Na przykład tego, że jest dokładnie odwrotnie i Polska nie jest wcale niepodległa.
Oficjalna historia zakłada, że
Rzeczpospolita Polska stała się niepodległa 11 listopada 1918 roku.
Niewątpliwie następne dwie dekady to rozkwit RP, który niestety
przerwała tragiczna wojna. Jej konsekwencją była ponowna utrata
niepodległości, a potem oszukane wyzwolenie, które było w istocie
zniewoleniem. Przez ponad 50 lat w naszym kraju stacjonowało kilkaset
tysięcy wojsk obcego mocarstwa wraz z głowicami jądrowymi. Ważne decyzje
polityczne zapadały w tym czasie w Moskwie, a nasi władcy udawali, że
rządzą samodzielnie, podczas gdy służalczy stosunek do ZSRR był bardziej
niż oczywisty.
Skoro o PRL nie można mówić, jako o w
pełni wolnym kraju to może da się przyjąć, że niepodległa stała się III
RP? Nic bardziej mylnego. Fakt nierozliczenia komunistów i ich
petryfikacji we wszystkich sferach życia społecznego i gospodarczego
skutkował tym, że przemiany z 1989 roku stały się tylko pozorne. Ten
rzekomy wielki przełom był konieczny w celu uzasadnienia krachu
gospodarczego. W pierwszych latach transformacji Polacy bardzo
zbiednieli, wręcz zostali okradzeni podatkiem inflacyjnym.
Przeprowadzenie tego w ramach PRL wiązałoby się z wielkimi protestami i z
prawdopodobną koniecznością wprowadzenia kolejnego stanu wyjątkowego.
Aby tego uniknąć wymyślono dziwaczną III RP i dokonano ucieczki do
przodu.
Jak to często bywa w przypadku
postkolonialnych społeczeństw marionetkowi władcy potrzebują wytycznych z
jakiejś centrali. Skoro zabrakło Moskwy zamieniono nadrzędną stolice na
Brukselę. Masoński projekt zwany Unią Europejską obliczony był na
dokonanie konwergencji między blokiem wschodnim i zachodnim. Potem
Proletariusze Wszystkich Krajów mieli się połączyć w ramach jednego
bytu. W międzyczasie jednak ZSRR rozpadł się, a jego zachodni bliźniak
ZSRE wręcz przeciwnie, zaczyna się rozrastać przyjmując w swój skład
kolejne republiki.
Skutkiem tego były kolejne Anschluss’y do tego zbiurokratyzowanego tworu quasi państwowego. Polska została wchłonięta 1 maja 2004 roku. W istocie proces integracji z UE rozpoczęto dekadę wcześniej, od 1994 roku, kiedy nasza rzekomo niepodległa ojczyzna zgłosiła chęć przystąpienia do tej struktury politycznej. Biorąc pod uwagę fakt, że teoretycznie od 1989 roku kraj nasz był w miarę niepodległy, okazuje się, że okres ten trwał tylko 5 lat, po którym nastąpił nowy hołd lenny. Praktycznie od samego początku III RP rozpoczął się też demontaż tego, co próbowano wprowadzić w naszym kraju na początku lat dziewięćdziesiątych tak zwaną Ustawą Wilczka, czyli próbą wprowadzenia kapitalizmu.
W kolejnych latach Polska znalazła się na równi pochyłej. Następne rządy zdawały się realizować polecenia zagranicznych
central polegające na stałym zwiększaniu opodatkowania oraz zamykaniu
dróg do przedsiębiorczości Polaków. Szybko okazało się, że III RP nie ma
być państwem kapitalistycznym tylko socjalistycznym. Rzekoma opozycja
demokratyczna walczyła o to, aby zbudować „socjalizm z ludzką twarzą” i
zbudowali, ale jak zwykle potworka z tendencją do bankructwa. W proces
tej budowy Nowego Porządku wpisuje się też działalność związana z
normowaniem wszelkich dziedzin życia, która obecnie zbliża się do wyżyn
absurdu. To bardzo typowe zachowanie totalitarnych reżimów, ale nawet
Hitler i Stalin nie zabraniali tak wielu rzeczy.
Formalnie niepodległa Polska przestała
nią być po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego. Tego haniebnego aktu
dokonał gloryfikowany w pewnych kręgach prezydent Lech Kaczyński.
Historia go za to oceni. Wejście w życie traktatu nastąpiło 1 stycznia
2009 roku i otworzyło nowy etap w budowie państwa o nazwie Unia
Europejska. Wcześniej traktat nazywał się konstytucją UE, ale kolejne
narody odrzucały go i postanowiono zrobić przekręt i nazwać go
traktatem, a tekst uczynić bardziej niezrozumiałym. Oczywiście referenda
zastąpiono decyzjami państwowymi. To pokazuje nam jaki stosunek do
demokracji mają władcy z Brukseli. Zresztą władze UE nie są wybierane
przez obywateli UE, tylko mianowane. Tak zwany europarlament, do którego
niczym do Dumy w czasach carskich, aspiruje wielu posłów z Polski, to w
istocie marionetka bez prawa do stanowienia czegokolwiek, czego nie
będą chcieli ci ludzie.
Po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego
przez kraje członkowskie, masoni wybrali sobie nawet prezydenta (Herman
Van Rompuy) i ministra spraw zagranicznych UE (Katarzyna Ashton). I to by było na tyle w kwestii naszej
niepodległości. Polska jest teraz niepodległa tak jak każdy stan w USA, a
nawet mniej, bo są tam stany, które mają odrębne prawo i nikt ich za
pewne odstępstwa nie karze. Widać też, że władcy unii mają zapędy, aby
narzucić w swoim traktacie jak najwięcej obostrzeń. Właśnie trwają prace
nad wprowadzeniem do traktatu zapisów o kontroli finansowej, czyli
pewnie powstanie coś na kształt Ministerstwa Finansów. W międzyczasie do
roztopienia się narodu polskiego w Europie zabiegają niektóre polskie
partie polityczne. Nawołują do tego również rzekome autorytety takie jak
Lech Wałęsa, opowiadajacy dziwne teorie o zjednoczeniu Niemiec i Polski
w jednym bycie państwowym.
Nasi dyspozycyjni politycy wraz z
wejściem Polski do UE zyskali uniwersalne wytłumaczenie dowolnych
niegodziwości. Magicznym uzasadnieniem wprowadzania dowolnego absurdu
było, jest i będzie, że Unia nam każe. Jednocześnie stworzono wrażenie,
że Unia nam coś daje, zupełnie ukrywając taki drobiazg jak wielkość
naszej składki do wspólnego budżetu. Aby nie być płatnikiem netto
samorządy i nasz kraj musiały się bardzo zadłużyć, tak jakby to był
główny cel tego dziwnego niby obdarowywania pieniędzmi. Innymi słowy,
żeby odzyskać nasze 4 miliardy euro, które wpłacamy z naszych podatków
musimy się zadłużyć na kolejne 4 miliardy w celu pozyskania środków na
tak zwane „współfinansowanie”. Te długi mogą być rodzajem broni
stosowanej w stosunku do naszego narodu.
Gdy obserwuje się tak dramatycznie
negatywne zjawiska jak exodus Polaków wyjeżdzających z Polski można
dojść do wniosku, że komuś bardzo zależy, aby wygnać młodych, a
pozostałych w Polsce zapaleńców gnębić na różnych poziomach, aby ich
zniechęcić. Jednocześnie rozkręcono wielką kampanię nienawidzenia
Polski, jako czegoś rzekomo obciachowego. Ogłupieni propagandą Polacy
długo nie dostrzegali tego jak bardzo są oszukiwani. Nadal wielu nie
rozumie, że nasi rządzący zachowują się tak jakby realizowali wytyczne
ośrodków delikatnie mówiąc nieprzychylnych naszej ojczyźnie. Nie jest
dużym nadużyciem stwierdzenie, że ostatnie dekady przynoszą coraz
większy ucisk na poziomie gospodarczym, który jest jednym z podstawowych
powodów ucieczki z Polski. Takie masowe emigracje w historii naszej
państwowości były charakterystyczne dla czasów wojny i zaborów.
Powstaje pytanie, czy teraz trwa jakaś
wojna? Najwyraźniej tak, jest to wojna z naszym narodem, o której wielu
nawet nie wie, bo jej nie dostrzega. Metodyczne niszczenie tradycji,
wyśmiewanie symboli narodowych, walka z Polskością, a na dodatek
narzucanie nam prawodawstwa niekorzystnego dla nas jest to bardzo mocne
dowody na to, że z naszą niepodległością jest coś nie tak, a wręcz, że
praktycznie jej nie ma.
Niepodległość według elit III RP jest
czymś nieokreślonym, kolorowym jak flaga gejowska. Zamiast zadawać
pytania o to czy ta niepodległość jest realna, media i rządzący wola
brnąć w wyimaginowany świat, w którym nic nie jest tym, czym się wydaje i
ewidentne dowody utraty naszej zdolności do samostanowienia
objawiającej się sloganami takimi jak „Unia daje to i owo”, czy „Unia
zabrania tego i owego”, nie są traktowane, jako dowody na brak
niepodległości Polski. Niektórzy w przypływach szczerości opowiadają o
„wyzwaniach nowoczesności”, wedle których niepodległość jest czymś
przestarzałym jak prywatność.
Każdy niech się dobrze zastanowi, co tak
naprawdę dzisiaj świętujemy i do czego doszliśmy po niemal dekadzie od
wstąpienia naszego kraju do tego tworu politycznego, który nieuchronnie
prowadzi do odtworzenia tego, co zbudował już w latach czterdziestych
słynny specjalista od integracji europejskiej, Adolf Hitler. Prędzej czy
później do ludzi dojdzie, że zostali oszukani, kraj znowu zbankrutuje a
niepodległość będzie tylko opowieścią o zamierzchłej przeszłości, gdy
jeszcze istniało w polityce coś takiego jak zasady, a zdrady nazywane
były po imieniu.
Zmiany na ziemi
Zmiany na ziemi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.